W Wieży bez zamku i Zamku z kolorowymi oknami nie ma nic magicznego. Na każdym kroku można się tu natknąć na tajemnice i przygody, ale nie na magię. Za to cuda zdarzają się na pewno.
Zamek z Kolorowymi Oknami to książka z ciepłym, dobrym nastrojem. Taka, do której można wejść zatrzaskując za sobą okładki i posiedzieć w niej z radością. Jedyny problem: Uwaga! Wciąga.
W Zamku z kolorowymi oknami wszystko jest po prostu takie… jakie powinno być.
Zamek z prawdziwego zdarzenia to książka idąca pod prąd. Książka, która ma w tle wartości chrześcijańskie. Która nie wlewa w młode umysły i dusze kolejnej, standardowej porcji brudu i zła jak każdy typowy dzisiejszy film czy książka.
Jest to książka dla młodzieży myślącej w każdym wieku. Książka dla wnuków, rodziców i dziadków. Przy tym hołd dla tych ostatnich.
W Zamku z kolorowymi oknami jesteśmy w świecie, który dzisiejsi neomarksiści chcą wymazać z mapy i z naszej pamięci. W świecie naszych rodziców, wyrastającym ze świata ich rodziców, a wcześniej dziadków i pradziadków. Jest to książka o moim świecie, o naszym świecie, o świecie każdego, któremu świat przeszłości i tradycji jest drogi.
Zamek z kolorowymi oknami to książka kontrrewolucyjna: proponująca dobro zamiast zła i czystość zamiast brudu. Nasze dzieci są zarzucane głupimi książkami. A przecież czytanie głupich książek nie przyda nikomu mądrości. Potrzebujemy więcej literatury równoważącej propagandę neomarksistowską i globalistyczną, całkowicie antykatolicką w swojej symbolice i treści. Która zresztą, czy raczej prawie bez reszty, zdominowała beletrystyczny rynek wydawniczy na całym świecie. Wiadomo, że udany marsz rewolucjonistów przez instytucje zrobił swoje. Ale nigdy nie jest beznadziejnie. Każda rozmowa dziadków z wnukami może mieć dla nich znaczenie oczootwierające. I każda dobra książka od dziadków dla wnuków może zadziałać podobnie. Zamek z kolorowymi oknami to idealna książka od babci dla wnuczki.
Marta Kotburska
Zamek z Prawdziwego Zdarzenia
czyli
Wieża bez zamku (część 1)
Zamek z kolorowymi oknami (część 2)
Młode lata Julki upływają w dużym mieście leżącym na samym końcu krainy dzikich zwierząt, niezmierzonych lasów i krystalicznie czystej wody, do której jej rodzice przyjechali kiedyś z bardzo daleka. Robi się coraz starsza i zaczyna w niej dojrzewać potrzeba poznania własnych korzeni. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w jej życiu pojawia się stara komoda z małymi szufladkami, których nie da się otworzyć. Kiedy nadchodzi odpowiedni moment, szufladki same otwierają się od środka i okazuje się, że w szafie mieszka ktoś, kto wie o krainie przodków Julki znacznie więcej niż ona. Ktoś kto wyjechał z niej tak dawno, że nie jest nawet pewien czy kraina wciąż istnieje, a jeśli tak, to na ile się zmieniła. Działają razem, bo łączą ich wspólne interesy: mieszkańcy komody pragną odnaleźć krainę, a Julka chce się o niej czegoś dowiedzieć. Zgodnie podejmują wyzwania, dzięki czemu udaje im się zajść dalej i odkryć więcej, niż się tego spodziewali w najśmielszych marzeniach. Julka dotrze do bezcennego skarbca tradycji i to będzie dopiero początek wiekich przeżyć. Kiedy wspólnie znajdą się w Krainie, akcja rozgrzeje się do czerwoności.
Wstępik
czyli
wejście od kuchni do Zamku z prawdziwego zdarzenia
Wszystko, co zostało opisane w tej książce, całkowicie beletrystycznej, zdarzyło się naprawdę. Wszystko, co wiąże się z jej powstaniem, też zdarzyło się naprawdę.
Naprawdę zdarzyło się, że zaczęły mnie przerażać reklamy literatury dla młodzieży przychodzące w emailach. Reklamy dostaję dlatego, że często szukam książek dla córki, siedzę w tym świecie i od własnego dzieciństwa nie przestałam go lubić. Z reklam nowości wydawniczych wyłaniał się świat straszny, groźny, przerażający, brutalny. Pełen potworów, czarów i makabry. Z głównymi pozytywnymi bohaterami o dużej mocy sprawczej w postaci wiedźm, czarowników, w najlepszym przypadku wróżek. Na dodatek, w miarę jak rosła grupa wiekowa czytelników, do których oferta była skierowana, świat wyłaniający się już nawet tylko z samych reklam, jawił się jako coraz bardziej wulgarny i równocześnie smutny, nawet depresyjny. Złapałam się na tym, że przestałam otwierać oferty księgarń, żeby się nie przygnębiać.
Książki, które uważałam za normalne, zaczęłam znajdować jak igły w stogu siana. W którymś momencie doszło do tego, że postanowiłam napisać taką książkę, jakiej szukam. Wiedziałam, że książka moich marzeń czyli taka jak te, które najbardziej lubiłam w młodych latach, musi być pełna tajemnic i zapewniać mocne przeżycia, ale postanowiłam dać 100% gwarancję, że nie będzie w niej magii. Magii, którą antychrześcijańska propaganda lansuje nam od tak dawna i tak intensywnie, że wszystko, do czego ktokolwiek kogokolwiek zachęca musi być obowiązkowo magiczne. Począwszy od książki, a na przetykaczce do umywalki skończywszy.
Naprawdę zdarzyło się też, że ze współczesnych książek wyrzucono Boga. Książki opisują nowy świat, w który, jak nam się wmawia, nieuchronie wkraczamy. Nachalnie lansują nową wersję komunistycznego raju bez Boga, który ma podobno zapanować na całym świecie. W mojej książce jest miejsce dla naszego dobrego Boga. Jeżeli ktoś ma alergię na słowa takie jak Chrystus, modlitwa, Anioł Stróż, różaniec i Matka Boska, może nie czytać Zamku z kolorowymi oknami ze względu na możliwość dostania wysypki.
Naprawdę zdarzyło się też, że miałam okazję być świadkiem tego, jak piękne są związki między wnukami, a babciami i dziadkami i jak wielkie mają znaczenie. Nabrałam przekonania, że wakacje spędzone przez wnuki u babci i dziadka, takie, w czasie których pogłębi się więź między nimi, zrobi dziecku więcej dobrego niż 1000 wycieczek do atrakcyjnych kurortów. Ta książka jest moim pełym uznania ukłonem w stronę Babć i Dziadków, ich życiowej mądrości, która mają do zaoferowania wnukom i ich poświęcenia dla nich. Niech żyją wszystkie Babcie i Dziadkowie świata!
Naprawdę zdarzyło się też, że moja córka, urodzona w Kanadzie, miała okazję dobrze poznać własnych dziadków i innych, licznych, krewnych mieszkających w Polsce. Po powrocie z jednych z pierwszych wakacji u dziadków, córka zaczęła bez końca mówić o „mojej Polsce”. Ponieważ inspiracją do pisania tej książki było dla mnie życie mojej córki, mowa jest tu o poczuciu tożsamości, jej poszukiwaniu i radości z jej odkrywania, a także o tym jak ważne są to rzeczy dla kogoś mieszkającego daleko od „Krainy Przodków”.
Marta Kotburska
I tak doszliśmy do Wieży bez Zamku. Do której przeczytania z całego serca zapraszam.
Wchodzimy? Jupingi! (jak mówi moja córka, kiedy zabiera się z zapałem do czegoś, na co się cieszy).