Książka dla młodzieży myślącej w każdym wieku,
pełna Wielkich Tajemnic, ale bez grama magii
Żeby nasza Wiara i tradycja przetrwały,
muszą przetrwać w naszych dzieciach
Książka przygodowa bez brudu i złej symboliki
Niedemoralizująca powieść przygodowa
napisana
jako inspiracja do obrony prawdziwych wartości
i prawd wiecznych
Rozdział 35
Nieczynna manufaktura
Widzicie to? – Bajka wyciągnęła rękę w stronę napisu na murze. Był duży, ale tak wyblakły, że ledwo zauważalny. Biegł przez całą kamienicę:
Wszyscy patrzyli na blade litery z ozdobnymi zakrętasami. Wyglądające jak ze starych ksiąg królewskich i bardzo od siebie oddalone. W pierwszej chwili trudno było w ogóle dostrzec, że łączą się w wyraz „farbiarnia”. Milka zajrzała wewnątrz domu, przykładając twarz do zakurzonej szyby w wysokich drzwiach, zabitych ukośnie deską. Ciemna klatka schodowa sprawiała wrażenie, jakby nikt nią nie chodził od wieków. Dzięki temu, że w wielu oknach brakowało szyb, w środku nie było tak dużo kurzu, jak można by się tego spodziewać.
– Gdyby nie wiatr, to wszystko byłoby chyba zatopione w kurzu… – powiedziała Milka cicho do stojących za nią.
– Co widzisz? – Julka nie mogła już wytrzymać.
– Nic.
– Nie mamy za dużo czasu – ponagliła ją Bajka.
W tym momencie Milka po prostu oparła rękę na klamce, a drzwi otwarły się, nie wydając żadnego dźwięku. Było to łatwiejsze, niż ktokolwiek się spodziewał. Wszyscy zrobili krok do tyłu.
– Dobra, podaj mi rękę i wchodzimy razem – Bajka wydała Milce polecenie cicho, ale stanowczo. Julka złapała ją za drugą rękę.
– Wszyscy zróbcie to samo. Niech każdy trzyma się cały czas blisko kogoś innego – dodała Bajka.
Szli gęsiego. Przez okna wpadało na klatkę schodową tylko trochę światła, tak że poruszali się w gęstym półmroku. Na zewnątrz zrobiło się całkiem pochmurno. Przy gwałtowniejszych podmuchach wiatru, w oknach poruszały się resztki kotar, które ktoś pozawieszał dawno temu. Weszli na pierwsze piętro, opierając się mocno na drewnianej poręczy. Bali się, że skrzypiące schody mogą mieć dziury, niewidoczne w półmroku. Znaleźli się w ogromnym pomieszczeniu, które musiało zajmować całe piętro kamienicy. Stały tu wielkie kadzie, kiedyś wypełnione pewnie farbą. Wszystkie inne sprzęty, czyli stoły, ławy i szafy, zrobione były z drewna. Konie królewskie wciągnęły w nozdrza mieszaninę zapachu drewna i barwników, która przebijała się przez zapach kurzu.
– Tak pachną nasze rulony – szepnął Szarobeżowy.
– Yhm… – przyznał mu rację któryś z brązowych koników, w dalszym ciągu ruszając chrapami, bo zapach był, mimo wszystko, przyjemny.
Bajka podeszła do ginącej w półmroku ściany.
– Ale śliczne… – westchnęła i zaczęła otwierać szufladki, które wysuwały się skrzypiąc. Za nią przyszli inni. Cała ściana zastawiona była drewnianymi szafami z małymi szufladkami o kwadratowych przodach. Każdy kwadrat miał inny zachwycający kolor i jakiś napis na metalowej tabliczce. W środku był proszek, w takim kolorze jak szufladka. Były pomalowane nierówno, albo farba juz dawno poodpadała. I właśnie dlatego wyglądały naprawdę pięknie. O wiele piękniej, niż gdyby były nowe.
– Ojeja – Milka wpadła w nie mniejszy zachwyt.
– Te szafy są takie same jak wasza! – cicho zawołała do koników Julka. – Tylko że z napisami.
Grafitowy, a po nim inne koniki, zaczęły w skupieniu wczytywać się w napisy na szufladkach. Napisy oznaczające z całą pewnością kolory.
– Mało tego – Beżowy konik w ciemnobrązowe łaty był niemniej poruszony od innych. – Powiem wam, że ostatniej szafy pod ścianą brakuje. Jest tu miejsce na taką jak nasza.
– Jak myślicie, co tu się właściwie farbowało? – Bajka zaczęła zaglądać do kadzi. Porozrzucane na stołach narzędzia o nieznanym przeznaczeniu sprawiały wrażenie, jakby farbiarnię zamknięto przed wiekami, ale nagle. Woda z kadzi wyparowała, a na dnie leżały różne przedmioty. Wyglądało na to, że farbowano tu wszystko, a w każdym razie bardzo różne rzeczy.
– Zabawki! – Kary odważnie wskoczył do kadzi i wyrzucał z niej klocki i inne drewniane przedmioty.
– Uważaj trochę – powiedział Konik w kolorze zjełczałej śmietanki, który z kadzi obok wyciągał długą szmatę.
– Przestańcie się bawić – przywołała ich do porządku Milka. – Dobrze, przyjmijmy, że jesteśmy w farbiarni różnych rzeczy. Ale co tu się mogło stać, tych kilka wieków temu?
– Ciekawe, ile wieków… – powiedziała Julka, której kamienica wydawała się naprawdę niesamowicie stara. Nawet starsza od innych, które mijali idąc ulicami Grodu.
– Gdzie jest Bajka? – Milka uważała, że czas na wspólną burzę mózgów.
Okazało się, że Bajka siedzi przy skrzyni, z której wyciąga i układa w stos jakieś papiery.
– Co czytasz?
– Dokumenty i księgi rachunkowe… fascynujące – odpowiedziała Bajka, nie odrywając wzroku od kartki.
Milka uklękła przy niej. Julka stała im za plecami i podziwiała Bajkę. Postanowiła, że też musi się szybko nauczyć tak dobrze czytać. Litery były ozdobne, co na pewno nie ułatwiało zadania.
– Jak ty to możesz zrozumieć??? – Milka prawie się zniechęciła po przejrzeniu kilku sztywnych kartek o różnych formatach, wszystkich postrzępionych na brzegach.
– Na początku też byłam załamana – powiedziała Bajka. – Ale zobacz: większość jest na pewno po łacinie, ale masz też trochę po polsku. Trudno to zrozumieć, z tym że można się wciągnąć. Rachunki są trochę zagmatwane – mówiła, grzebiąc w już przejrzanej stercie – bo czasem coś płacą w złotych i groszach, czasem florenami, czasem w grzywnach, a czasem na przykład przyjmują zapłatę w wosku, liczonym na funty. Ale dużo można się domyślić. O, tutaj macie rachunek za szafę z szufladkami. Odstąpiona za grzywien 1 groszy 17. A pod nim jest jakiś list – podniosła głowę, żeby zobaczyć, czy Julka i koniki też słuchają – w którym jest napisane, że nie da się czegoś zafarbować tak jak zwykle, bo niestety, chwilowo, nie mogą znaleźć receptur na potrzebne kolory. Ktoś tu tłumaczy, chyba, bo część jest po łacinie i tego nie rozumiem, że: nasze kolory są znane w Prastarym Grodzie Królewskim i poza jego granicami z niepowtarzalnej piękności. Do niektórych na przykład, dla uzyskania pożądanego efektu, musimy dodać trochę radości, do innych smutku. W ściśle określonych proporcjach. Uzyskujemy barwy zimne i ciepłe, ale wystarczy że dodamy o kroplę smutku za dużo i kolor nie będzie już dokładnie taki, jaki ma być. Efekt końcowy zależy od nastroju farbującego, ale zmieszanie barwników zgodnie z recepturą, jest równie ważne. I właśnie tych receptur chwilowo nie możemy znaleźć. Dalej proszą o cierpliwość i takie tam różne, cośtam znowu po łacinie – Bajka odłożyła kartkę wyczerpana.
– Ty jesteś naprawdę genialna… – Milka z wypiekami na twarzy aż przysiadła na brudnej podłodze. – Rozumiecie? – ciągnęła, zaglądając do kartki, której zresztą nie była w stanie odczytać. – Musieli zamknąć tę farbiarnię wszystkiego, czy manufakturę, czy cokolwiek to było, dlatego że najważniejsze receptury, czyli przepisy, czyli ich największe sekrety, spisane na rulonach, gdzieś się zapodziały!
– Zapodziały w szufladzie szafy, którą odsprzedali – dodała Julka.
– I to jest oczywiście nasza szafa z Tudii. Widać, że pasowałaby w tym kącie jak ulał – mówiąc to, konik w kolorze skorupki jajka wyjął z plecaka skarb, z którym się nie rozstawał. – Tutejszy wielki sekret, czyli tajemnicze rulony, dostał się w nasze kopyta.
Powąchał rulony z lubością. Przyzwyczaił się już do ich zapachu.
– No dobrze, ale jak ta szafa mogła dotrzeć do Tudii? – Bajka starała się nie dać ponieść emocjom i myśleć trzeźwo.
– Normalnie. W dawnych czasach byli ludzie, którzy wyjeżdżali do innych krain z meblami, szczególnie jeżeli przenosili się na stałe – powiedział Szary, który czytał wiele pamiętników z takich podróży.
– Płynęli… – uzupełnił Ciemnobrązowy.
– Tak. Wiedzieli, że opuszczają Krainę Przodków na zawsze, więc brali ze sobą to, co uważali za cenne i potrzebne.
– Przypuśćmy, że masz rację, ale naprawdę nie mogę sobie wyobrazić, jak wy się znaleźliście w tych szufladach… – Bajka zaczęła podejrzewać, że wszystkich ich ponosi fantazja. Na chwilę zapadła cisza.
– Myślę, że można zacząć od tego, czemu jesteśmy tacy nienaturalnie mali – powiedział cicho najmniejszy ze wszystkich koników. – Wszyscy dobrze wiemy, jak wygląda prawdziwy koń, to znaczy jakiej powinien być wielkości.
– Rozmawialiśmy o tym między sobą wiele razy – przyszedł mu z pomocą Konik w kolorze orzecha włoskiego. – Widzicie, byliśmy końmi z armii królewskiej. W którymś momencie, po bitwie, zostaliśmy nagle sami, bo nasi rycerze zginęli w jakiejś potwornej bitewnej zawierusze. Błąkaliśmy się to tu, to tam i chcieliśmy doczekać lepszych czasów. Wtedy zauważyliśmy, że zaczynamy się kurczyć.
– Uważamy, że to dlatego – znów podjął temat Najmniejszy – że nikomu nie byliśmy potrzebni.
– Czy to wam się dzieje dalej? – zapytała Bajka, prawie tak cicho jak Najmniejszy.
– Od czasu kiedy Julka się z nami zaprzyjaźniła, już się nie zmniejszaliśmy – odpowiedział za wszystkich Beżowy. Głos lekko zadrżał mu ze wzruszenia.
– Szczerze mówiąc – Milka przyjrzała im się naukowo – obserwując was w czasie pobytu w zamku, myślałam, że trochę urośliście!
Koniki popatrywały jeden na drugiego, bardzo poruszone. Różne rzeczy zaczęły im się przypominać prawie równocześnie.
– Mieszkając u Julki zauważyliśmy, że się nie zmniejszamy – powiedział Szary. – Mierzyliśmy się co miesiąc na jej żyrafie ściennej. Koło wejścia do jej pokoju jest taki rysunek żyrafy z podziałką. A kiedy zainteresowała się nami Ninka, Julka sama zauważyła, że się powiększyliśmy… – przypomniał wszystkim. – Ale, będąc tutaj, przypominam sobie też inne rzeczy. – Szary zawiesił głos, a po minach innych koników dziewczynki widziały, że każdy z nich ma teraz coś do powiedzenia.
– Nie wiemy, jak długo się wałęsaliśmy – podjął opowieść konik w kolorze skorupki jajka – ale wydaje nam się, że całe wieki. Pewnego dnia doszliśmy do grodu. Jakiś dobry, młody człowiek, powiedział, że dawno nie widział tak pięknych rasowych królewskich koni i zna kogoś, kto właśnie takich koni szuka. Okazało się, że są potrzebne, żeby pozować do obrazu, z którego potem zostanie utkany arras, czy gobelin, czyli dywan z obrazem. Zaprowadził nas dokładnie w miejsce, w którym w tej chwili jesteśmy.
– Do farbiarni? – zapytała Milka.
– Tak, ten gobelin miał być strasznie duży, panoramiczny czy coś w tym rodzaju – mówił teraz Szary – i sprawa wydawała się pilna, więc kiedy artysta nas malował, równocześnie artystyczni farbiarze mieli zrobić kolory, dokładnie odpowiadające naszej maści.
– Miał się nazywać „Czekając na rycerzy“ – dodał Beżowobury, któremu najwyraźniej też rozjaśniało się w głowie.
– Nie, „Konie ze stajen królewskich“ – zarżał konik koloru kawy z mlekiem – pamiętam, że były jakieś spory, ale to potem i tak nie miało znaczenia, bo przecież tego gobelinu, czy czegośtam, nikt nie utkał.
– Arrasu – poprawił go Wygrys, który przez cały czas cichutko powtarzał do siebie słowo „arras“, które mu się bardzo podobało, bo wymawiając je, brzmiał zupełnie jak dorosły tygrys.
– Nie mogli go utkać, bo zginęły im tajemne receptury na barwniki – powiedziała powoli Bajka.
– Które ktoś schował do szuflad szafy, która została sprzedana za grzywien 1 groszy 17 – dokończyła Julka. Często zapamiętywała szczegóły, których nikt inny nie uważał za istotne.
– A wiecie, co jeszcze kryło się w tych szufladach? – zapytał konik w kolorze łupiny orzecha włoskiego.
– Co? – zapytały Bajka, Milka i Julka równocześnie.
– My – odezwał się znowu Najmniejszy, tak cicho, że ledwo go słyszeli. – Pozowanie było nudne, więc wchodziliśmy do szuflad na końską drzemkę. Szukaliśmy do tego przytulnych miejsc. Ciemne kąty interesowały nas najbardziej, a te szufladki były dla nas idealne rozmiarem. Wygląda na to, że musieliśmy w nich zahibernować długoterminowo.
– Zwykle ktoś do nas pukał, kiedy zaczynało się pozowanie do obrazu. Potem, kiedy nikt nie mógł znaleźć receptur i wyglądało na to, że z farbowaniem będą trudności, prace nad obrazem też nie wydawały się już takie pilne. Budzili nas coraz rzadziej i pewnie, w którymś momencie, zarzucili cały projekt, a o nas zapomnieli.
– Zapadliśmy w głęboki sen zapomnienia – powiedział poważnie Szary. – W pewnym sensie przestaliśmy istnieć. Tak jak rzeczy z przeszłości przestają istnieć, jeśli się o nich nie pamięta. Nawet fakty potrafią znikać w ten sposób z historii.
– Uważacie, że zapadliście w sen na kilkaset lat? – spytała Julka.
– Na to wygląda. Wiemy przecież, który jest w tej chwili rok. Taki historyczny sen zapomnienia może trwać długo. Czasem przerywa go archeologia, odkrywając zapomniane przedmioty i odtwarzając fakty. Nasz sen przerwała Julka, usiłując otworzyć szufladki.
– Brzmi to bardzo prawdopodobnie – Milka była w pełni usatysfakcjonowana. Podobnie jak Bajka, która przestała się obawiać, że fantazjują. Jako starsza siostra i kuzynka, starała się dbać, żeby wszystko, co robią, miało ręce i nogi. Burzę mózgów uważała za udaną, to znaczy miała wrażenie, że ich wspólna rekonstrukcja faktów zdecydowanie „trzyma się kupy”. Julka poczuła, że po raz pierwszy od roku, głowa nie pęka jej już od niewyjaśnionych tajemnic.
– Ja się tego pozowania od dawna domyślałam… – powiedziała cicho. – Albo czegoś w tym rodzaju.
– Jak to? – zapytał konik w kolorze piaskowym.
– Czasami wydawaliście się ciency jak plasterek. Wyglądaliście wtedy jak obraz. Teraz rozumiem dlaczego.
– No tak. To od tego pozowania tak nam się stało. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy – westchnął Jasnobeżowy – to było podświadome.
– Albo było coś takiego, że kiedy czasem wchodziłam do pokoju – przypominała sobie dalej Julka – leżeliście na podłodze niedaleko od siebie i wyglądaliście jak dywan. Każdy z was miał wtedy zawsze taką samą minę. To znaczy każdy inną, ale była to jego charakterystyczna, powtarzająca się mina. Konik w kolorze zjełczałej śmietanki wyglądał, jakby cierpiał albo, jakby mu przynajmniej było niedobrze.
– Hi, hi, pamiętam! Nawet lubiliśmy się z tym trochę powygłupiać – przyznał Ciemnobeżowy – to też musiało nam zostać z czasu pozowania.
– Zastanawiam się, jak wyście to wszystko przetrwali – powiedziała Julka.
– Tak, my też tego do końca nie wiemy – odezwał się Rudy. Jakoś tak historyczno-archeologicznie. Długo nas nie było, a teraz znowu jesteśmy. W życiu jest tyle tajemnic i pytań. Jeżeli ktoś myśli, że prawie wszystko rozumie, oznacza to tylko głupotę i pychę… Mnie się wydaje, że kiedy nasze czasy przeminęły, staliśmy się warstwą archeologiczną, którą dopiero Julka rozgrzebała, usiłując grzebać w szufladkach… ale to tylko moje odczucia.
– Nie wiem jak wy, ale ja bym tu chętnie pracował – powiedział rozglądając się dookoła Jasnobrązowy, który zawsze źle się czuł bez stałego zajęcia.
– Trochę by ci wiało przy pracy – wysilił się na dowcip Ciemnoszary.
– Myślę, że wiem o co mu chodzi – odezwał się konik w kolorze herbaty bez mleka. – Moglibyśmy to miejsce przywrócić do życia.
– Otworzyć tu farbiarnię? Teraz? – Konik koloru herbaty z mlekiem był zszokowany, ale okazało się, że tylko on. Innym konikom podobne projekty też zaczęły już chodzić głowie.
– Mamy sekretne receptury w rulonach – powiedział Szary w małe czarne łatki na grzbiecie.
– Moglibyśmy farbując przerabiać szare na złote – dodał konik w kolorze zaschniętej gliny.
– Brzydkie na piękne – rozmarzył się konik w kolorze zaschniętego błota.
– Zapomniane na jak nowe – poparł ich Jasnoszary.
– Odświeżać, to co stare i zapomniane i przywracać temu świetność – włączył się Kasztan.
Ich zapał wzrastał coraz bardziej.
– Słuchajcie, a jak to jest możliwe, że z takiej zamkniętej farbiarni przyszły do Babu barwniki? – Biały z tylko jedną szarą łatką, jak zwykle, usiłował się do czegoś przyczepić.
– Wiem, że sieć sprzedaży wysyłkowej, z której korzysta Szymon Solidny, jest rozciągnięta nie tylko w przestrzeni, ale też w czasie. Szymon zawsze wybiera firmy, które w niej działają, bo ma wtedy większy wybór – powiedziała Milka.
– Z przyszłości też może kupować? – spytała logicznie Julka.
– Nie wiem, ale z przeszłości kupuje często. Chyba mówił mi kiedyś – przypominała sobie jak przez mgłę Bajka – że z przyszłości się nie da, bo ceny nie są jeszcze znane, a ceny przeszłe zostały już kiedyś ustalone, więc jest to możliwe.
– Skoro tak mówił, to pewnie tak jest. Widocznie kupił je z przeszłości – Milka uznała, że nie warto dłużej zajmować się takimi szczegółami. Mieli tyle ważnych spraw na głowie.
Teraz byli już nie tylko podekscytowani, ale całkowicie zapaleni do nowych projektów. Rozsądek przypomniał im jednak, że powinni wyjść na ulicę, gdzie pewnie od dawna szukał ich Wielki Naprawczy. Tym razem, idąc z innymi ciemną klatką schodową, Julka wcale się nie bała. Myślała o tym, że wreszcie rozumie, dlaczego cały czas czuła taką więź z konikami we wszystkich sprawach dotyczących pięknych kolorów. Już od wczesnego dzieciństwa czuła, że kolory są dla niej ważne, a koniki, siedząc długo w szafach na barwniki, też wyjątkowo się na nie uwrażliwiły.
Kiedy znaleźli się znowu na ulicy, Julka zrobiła 127 zdjęć kamienicy, z której wyszli, po czym powiedziała:
– Ten dom jest ładniejszy, niż inne.
Bajka pomyślała, że Julka nie mówi dużo, ale często zwraca im uwagę na ciekawe rzeczy, których nie zauważyli. Przyznała w duchu, że młodsza kuzynka jest nie tylko wrażliwa, ale też spostrzegawcza.
– Masz rację, ta kamienica wydaje się ładniejsza, a przy tym jakby starsza od tych naokoło
– przyznała Milka. – Możliwe, że tej akurat nikt nie odbudował w kolejnych epokach. Stała zamknięta i jakoś uszła uwadze.
– No tak – potwierdziła Bajka. Ta jest w stylu romańskim. – Wszystkie inne były przebudowywane w innych stylach. Na przykład barokowym.
– Ale dlaczego, jeżeli były takie cudne jak ta? – Julka nie mogła się pogodzić z tym, co słyszała.
– Musiały być naprawiane, bo czasem się paliły od zwykłych pożarów, a czasem były burzone i palone przez najeźdźców z różnych stron.
– To okropne – powiedziała cicho Julka. Czemu takie rzeczy się zdarzają?
– Bo na świecie jest zło – odpowiedziała Bajka.
– Można z nim jakoś walczyć? – zapytała Julka.
Zapadła zupełna cisza. Julka przypomniała sobie napis, który widzieli kiedyś na ścianie. Chciała go wypowiedzieć, ale się nie ośmieliła.
– Oczywiście – odezwał się spokojny głos Bajki. – Dobrem. To jedyny sposób.
Wszystkim zrobiło się raźniej. Czuli się podbudowani i gotowi do działania. W tym momencie usłyszeli za plecami kroki i znajomy głos:
– Wiedziałem, że pewnie będziecie potrzebowali więcej czasu, więc skoczyłem sobie jeszcze w kilka miejsc – przywitał ich Wielki Naprawczy Wszystkiego, Konstruktor, Mechanik i Wynalazca. Był w świetnym humorze. Natomiast Bajka, która wyjęła z plecaka coś, co do niego rano wsunęła, nagle spoważniała. Trzymała w ręce kartki drobno zadrukowane cyframi i symbolami. Dostała je od Julki z prośbą, żeby sprawdziła, co dokładnie oznaczają. Bajka nie miała rano czasu się tym zająć i przypomniała sobie o nich dopiero teraz. Wbiła wzrok w nagłówek: KRK-YYZ.
– Słuchajcie, nie chcę wam nic mówić – zaczęła takim tonem, że wszyscy zamienili się w słuch – ale na tych papierkach, które Goniec Królewski przyniósł Julce w przesyłce od jej mamy, jest data 31 sierpnia. Czyli dzisiaj. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że od rana w powietrzu czuć było jesień. – I to jest bilet lotniczy – zakończyła Bajka.
Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Na Wielkiego Naprawczego, jak zwykle, można było liczyć. Do wozu dotarli, biegnąc za nim na skróty, przez nieznane sobie bramy i podwórza. Na dodatek Wielki Naprawczy, przytomnie, poprowadził ich tak, że przebiegli koło Sklepu z Kredkami. Julka wpadła tam dosłownie na sekundę, uściskać królową Awelię, młodszego subiekta Mikołaja i jego starszą przełożoną Zuzę. Zamiast wracać do zamku, Wielki Naprawczy skierował się na lotnisko. Babu zdążyła na nie w ostatniej chwili, ściągnięta myślami przez Julkę, która nie wyobrażała sobie wyjazdu bez pożegnania z nią. Babu uściskała ją w momencie, kiedy Julka wchodziła już za bramkę. W tym samym momencie stewardessa mówiła do słuchawki:
– Brakuje jeszcze jednej dziewczynki z Zespołem Downa, która podróżuje bez rodziców.
– Zostało nam pięć minut. Możemy poczekać – odpowiedział spokojny głos pilota w telefonie.
„Jak oni o mnie dziwnie mówią, tak jakoś oficjalnie” – zdążyła pomyśleć stojąca obok niej Julka, zanim powiedziała do stewardessy:
– To przecież ja, nazywam się Julia.
Stewardessa wzięła ją za rękę i pobiegły przez łączące się ze sobą korytarze.
Kiedy Julka opadła w końcu na miękkie, szafirowe siedzenie fotela przy przejściu, zapięła pas i zamknęła oczy, całkowicie wyczerpana. Z trudem łapała oddech. Usiłowała zebrać myśli i pierwsze, co przyszło jej do głowy, to to, że wakacje w zamku jednak się skończyły.
„Może nie wszystko stracone. Na pewno uda się tam jeszcze wrócić. Trzeba będzie skontaktować się z Babu” pomyślała i w tym momencie poczuła lekkie kopnięcie w kostkę.
Pochyliła się i otwarła plecak, który postawiła koło nóg. Siedziały w nim ciasno upakowane koniki. Patrzyły w górę, strzygąc uszami.
– Jak wyście to zrobiły? – zapytała podziwiając je nie po raz pierwszy w życiu.
– Udawaliśmy zabawki. Wygrys zgodził się przejść do bocznej kieszeni, żebyśmy mieli więcej miejsca.
– Tak się cieszę, że jesteście! – powiedziała, przytulając wszystkie po kolei. Wygrys aż się popłakał z nadmiaru emocji. Julka oparła się wygodnie i pomyślała, że ma bardzo dużo informacji do naniesienia na mapę zamku w książce, którą dostała od świętego Mikołaja i która czekała na nią w domu.
– Ale w takim razie, co dalej z manufakturą? – zapytała, siadając prosto, bo włączyły się silniki.
– Razem na pewno coś wymyślimy. Chyba sobie nie wyobrażasz, że będziemy siedzieć bezczynnie… – odpowiedział Siwek w czasie, kiedy wszystkie inne koniki gramoliły się na kolana Julki.
– Albo może na przykład się nudzić? – po tych słowach Szary uśmiechnął się szelmowsko i ziewnął.
– O to się nie obawiam – powiedziała Julka, po czym wszyscy zwinęli się na jednym miękkim fotelu z wysokim oparciem. Miarowe buczenie natychmiast ich uśpiło, a mieli o czym śnić. We śnie Julki samolot zawrócił łagodnym łukiem i skierował się w stronę zamku.
Koniec części II Zamku z prawdziwego zdarzenia (której akcja toczy się w Tamdii).
Część I, czyli Wieża bez zamku (której akcja rozgrywa się w Tudii), nie była tutaj publikowana.
Autorka składa serdeczne dzięki tym, którzy czytali.
Szanowny Wędrowcze,
Jeżeli myślisz, że tę książkę warto przeczytać, daj innym znać, chociaż w jednym zdaniu, dlaczego warto.
Jest to spontaniczna, nieśmiała prośba koników do Wędrowców, którzy wstąpili do Zamku z prawdziwego zdarzenia, a może nawet zatrzymali się w nim na dłużej. Zwłaszcza do Tych, którym się tu podobało i uważają, że jest to książka warta, żeby do niej wejść, zatrzasnąć za sobą okładki i chwilę w niej posiedzieć.
Chodzi po prostu o jakieś dobre słowo, lub dwa.
Może jedno zdanie.
Każda wypowiedź od serca, choćby najkrótsza, będzie przyjęta przez koniki z najwyższą końską wdzięcznością.
Wszystkie rzeczy liczą się w życiu, nawet te najmniejsze, więc, kto wie, może właśnie te krótkie wpisy pomogą konikom pogalopować dalej. Zależy im na drugim wydaniu książki, bo one poza nią przecież w ogóle nie istnieją.
Dobre słowo pod adresem tej książki można wysłać do koników na email: marta.kotburska@gmail.com
Koniki wpiszą je do Zamkowej Księgi Wędrowców, czyli tutaj:
https://www.starystoldowszystkiego.com/zamkowa-ksiega-wedrowcow/