Niedemoralizująca powieść przygodowa 
napisana 

jako zachęta do obrony prawdziwych wartości

i prawd wiecznych

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Życie to wielka przygoda.

Idźmy przez nie odważnie,

broniąc prawdziwych wartości

i prawd wiecznych.

Rozdział 34

Gród Prastary o świcie

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

W komnacie sypialnej było jeszcze szaro mimo otwartych okiennic. Nad zamkiem ciągnęła się wczesnoporanna mgła. Co prawda od uczty upłynął już cały dzień, ale Wielki Naprawczy Wszystkiego przypuszczał, że ani dziewczynki, ani konie królewskie nie obudzą się wcześnie. Po przeżyciach pamiętnej nocy, wszyscy byli w dalszym ciągu wyczerpani. Wszedł na palcach, żeby, jak zwykle, podłożyć dziewczynkom naprawione zabawki.

Takie przysługi robił im chętnie i bez słowa. Naprawiał zabawki, które mu przynosiły i zawsze zwracał je, kiedy jeszcze spały. Pochylił się, żeby położyć sklejonego konia koło posłania Bajki i pieska z łatami pod łapami przy wyleżanym w sianie miejscu Milki. W tym momencie dwie osoby pociągnęły go za ręce w dwie strony.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Musimy jechać do Grodu – szepnęły równocześnie Bajka i Milka, wtajemniczone przez Julkę i koniki we wszystkie tajemnicze tajemnice do wyjaśnienia.
– Lato się kończy i mamy coraz mniej czasu – dodała Julka, z której dziewczynki, siadając, niechcący ściągnęły kołdrę.
– W takim razie, świetnie się składa – odpowiedział Wielki Naprawczy, zawieszając głos na dłuższą chwilę – bo jadę dzisiaj po podręczny moździerz dla Babu. Sprawa jest pilna, więc wyruszam przed świtem. Później robi się ruch na drodze.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami
Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Kiedy ostatnie koniki myły jeszcze zęby, pierwsze siedziały już w pojeździe. Mimo tak wczesnej pory, Babu zaopatrzyła każdego w małą buteleczkę z zamkowej sokowni i mały pakiecik z zamkowej spiżarni. Szary wyszedł z komnaty jako ostatni. Czekał na odpowiedni moment, żeby podłożyć Wielkiemu Naprawczemu pod poduszkę zeszyt, w którym udokumentowali dla niego prawie wszystkie tajemne przejścia. Królowa Awelia pokazała im, jak zaznaczyć te prowadzące z piętra na piętro.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Odjeżdżając, zdążyli usłyszeć głos Babu:
– I jeszcze bardzo proszę, przywieźcie mi najlepszą na świecie obieraczkę do jarzyn, od Górali, z kramów na Rynku, wiecie.

Żeby skrócić drogę, przeprawili się przez rzekę promem. Po chwili Królewski Gród Prastary z zamkiem na wzgórzu leżał przed nimi jak na dłoni. Tym razem mieli więcej czasu, żeby rozejrzeć się po Grodzie. Kiedy się w nim znaleźli, życie dopiero się tu budziło. Po zostawieniu pojazdu w znanym Naprawczemu, zacisznym zakątku, krótką chwilę szli główną ulicą, z której duże banki wyparły wszystkie interesujące sklepiki. Była tak nudna, że po prostu trudno było nią iść. Przeglądali się w lustrzanych szybach i z nudów robili do siebie głupie miny. Ulica była też pusta, bo ludzie przyjeżdżający obejrzeć gród, omijali ją z daleka.
– Dlaczego na tej ulicy jest tak okropnie? – Milka zwróciła się do Naprawczego, widząc, że on też sposępniał, odkąd w nią skręcili.
– Czy myślisz, że w Grodzie niedługo zostaną już tylko banki? – Bajka złapała go za rękę z drugiej strony.
– Jestem pewien, że mądrzy rajcowie miejscy do tego nie dopuszczą.
– A jeżeli dopuszczą?
– To by zabiło Gród. Jest piękny właśnie dzięki zachowaniu starego charakteru, tylko dlatego podróżnicy z całego świata przyjeżdżają go podziwiać.
– Ale po co w nim tyle ludzi?
– Tylko dzięki temu, że przyjeżdżają, Gród naprawdę żyje. Gościnność to jedna z jego pięknych tradycji.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Po wejściu w pierwszą boczną uliczkę, odetchnęli z ulgą. Nie było tutaj wielkich banków i restauracji sieciowych, nudnych i takich samych na całym świecie. Atmosfera zmieniła się w jednej sekundzie. Westchnęli z zachwytu. W miarę, jak w nią wchodzili, ulica robiła się coraz bardziej kolorowa. Zobaczyli malutkie, cudowne sklepiki szewców, piekarzy i sprzedawców zabawek. Dużym korporacjom nie udało się ich jeszcze wygryźć. Kamienice stały przytulone do pięknych, starych kościołów.

Do każdego z mijanych miejsc mieli ochotę wejść. Czytali szyldy i reklamy:
– Cukierki na zamówienie na poczekaniu. Wszystkie kształty, wszystkie smaki.
– Okularnik.
– Książki-schowki w każdym rozmiarze.
– Wytwórnia świeżej oranżady. Pijalnia na miejscu. Różne kolory.
– Ostrzenie igieł.
– Czekolada, od której nigdy nie robi się niedobrze.
– Najlepsze bajki świata na każdy temat.
– Rajcy miejscy na pewno coś zrobią –  powiedziała Bajka.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Na pewno ich wesprą. Dobrzy i mądrzy rajcy by tak zrobili. We wszystkich starych miastach dba się o takie rzeczy. Dlatego ich charakter, niezmieniony od wieków, wzbudza podziw podróżników – Jasnobrązowy, który jeździł trochę po świecie, dodał im otuchy.
– Poczekajcie na mnie sekundkę – powiedział Wielki Naprawczy i wszedł do małego sklepiku.
Drzwi zamknęły się za nim z głośnym zgrzytem. Za chwilę wyszedł z pękatym woreczkiem, mówiąc:

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami. Fot. Szymon Solidny

– Przy okazji odebrałem krasnoludkom buty od szewca. Oddały kiedyś do podzelowania.
– Do podczego? – zapytała Julka.
– Zdarły im się podeszwy, a noszą te same buty od wieków, rozumiesz – mogła jej od razu wyjaśnić Milka, która rozmawiała z nimi czasami.
– I nie kupują nowych?
– Nie lubią współczesnych, tandetnych wyrobów i wyrzucania butów do śmieci co sezon. Mówią, że od produkowania zbyt wielu niepotrzebnych butów i innych ubrań w fabrykach, potwornie zanieczyszcza się powietrze w ich lesie. I że ci, co trąbią o ochronie środowiska, mogliby zacząć od siebie i przestać kupować ciągle nowe ubrania i inne niepotrzebne nowe rzeczy.

Wiedzieli, że po moździerz dla Babu muszą z ulicy Szewskiej wejść w jakąś inną. Jak się szybko zorientowali, nazwy ulic opisywały to, co się na nich działo. Szli za Wielkim Naprawczym, który zatrzymał się na chwilę koło masywnej baszty z bramą w środku, która jakby wyrastała na środku jednej z ulic, całkowicie ją blokując.

– Do czego się tędy wchodzi? – zapytała Julka.
– To jest brama do Grodu – powiedziała Bajka.
– Jak to?
– Jesteśmy w starym grodzie obronnym. Całym otoczonym podwójnym murem ze strzelnicami. Co kawałek są w nim wieże z bramami na dole. Jest ich 38 i każdą opiekuje się kto inny.
– To znaczy kto? –  Julka podziwiała Bajkę za to, jak dużo wiedziała o Grodzie.
– Baszty, czyli wieże, należą do cechów, czyli zawodów. Na przykład Floriańska, pod którą właśnie stoimy, należy do kuśnierzy, którzy szyją rzeczy ze skóry. Jest też baszta iglarzy, robiących igły, solarzy, którzy handlują solą, cyrulików, jak doktor Żart-Skuteczny, łaziebników, prowadzących łaźnie kąpielowe, nożowników, i paśnikow, którzy robią

bardzo fajne pasy. I dużo innych, kiedyś Ci powiem – Bajka skończyła, bo nie mogła sobie przypomnieć więcej, a nie miała teraz czasu na kontaktowanie się z Biurem Wytłumaczeń. Julka była pod wrażeniem. Podbiegły do innych, którzy trochę się w międzyczasie oddalili. Wielki Naprawczy Wszystkiego skręcił teraz w ulicę, przy której zajmowano się odlewnictwem. Szybko znalazł właściwy szyld:

– Zaraz wrócę – powiedział, wchodząc do środka.  Zanim zdążyli porozmawiać o nowym zajęciu Wuja, Wielki Naprawczy był już z powrotem.
– Ludwisarz odlewa moździerz. Mamy wrócić za chwilę, żeby całkiem wystygł.
– Czy on się na tym dobrze zna? – zapytała Milka, której odlewanie wydawało się bardzo odpowiedzialną pracą.
– O, na pewno. On się dobrze zna na wszystkim, czym się zajmuje – uspokoił ją Wielki Naprawczy.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Cukiernia Cioci Praliny! Możemy tu wejść? – Błagalnie zapytał Wielkiego Naprawczego konik w kolorze piaskowym, który zauważył przez szybę, że na stolikach stoją piękne stare cukiernice, wypełnione cukrem w kostkach.
– Oczywiście – zgodził się Wielki Naprawczy, który też lubił cukier w kostkach i też go zauważył kątem oka.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Piaskowy delikatnie pchnął drzwi kopytem i pierwszy usiadł przy stoliku koło okna. Za chwilę z filiżanek koników sterczały piramidy cukru w kostkach. Koniki starały się jeść cukier cicho i kulturalnie rozmawiać o niczym, jak, według ich obserwacji, wypadało w cukierni albo kawiarni. Zastanawiały się właśnie, czy koń dorożkarski, którego obserwowały przez szybę, zawsze jeździ tą samą drogą, bo podobno miały one taki zwyczaj.
Szarego ogarnęła nostalgia:
– Ta filiżanka przypomina mi odwiedziny u pewnej pani, która mieszkała na najwyższym piętrze kamienicy. Zaprosiła mnie, bo wiedziała, że marzyłem o obejrzeniu Grodu z lotu ptaka, a w jej mieszkaniu był balkon. Miała mnóstwo starych rzeczy domowego użytku. Takie mnóstwo i tak świetnie wyczyszczonych, i w tak dobrym stanie, że w ogóle nie wiedziałem, jak się poruszać, żeby coś nie spadło.
– I jak ci poszło? – zapytał uprzejmie Beżowy, żeby podtrzymać rozmowę.
– Kiedy piłem herbatę z okropnie starej filiżanki, kopyta tak mi się zaczęły trząść z przejęcia, że z trudem ją utrzymywałem. Musiałem wyjść, udając że dostałem febry.
– Wszystko było tam stare?

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Tak, prastare – potwierdził Szary, patrząc przez szybę na kamienicę naprzeciwko. Tutaj wszędzie tak jest. Wszystkie te miejsca są wypełnione historią. Można się z nich tyle dowiedzieć… To wszystko jest po prostu bezcenne – przy tych słowach tak się zamyślił, że kopyto z filiżanką zawisło mu w powietrzu. W milczeniu wypili drugą herbatę, a Wielki Naprawczy odebrał w tym czasie od ludwisarza całkowicie wystudzony moździerz dla Babu.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami
Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Idąc z powrotem w stronę pojazdu, koniki kupowały ciastka w co drugiej cukierni.  I tak z trudem udało im się opanować, żeby nie kupować w każdej. Jadły na zmianę: nugaty z pyszną, klejącą się do zębów masą między prostokątnymi waflami, kwadratowe kremówki w chrupiącym cieście, jajowate eklery z masą budyniową, polane czekoladą, polukrowany sernik, torty hiszpańskie z bitą śmietaną między grubymi, bezowymi plackami i rurki z kremem, czyli z taką samą śmietaną. Potem skusiły się jeszcze na okrągłe ptysie, też  z bitą śmietaną, ale wykończyły je dopiero wysokie napoleonki z puszystą, różową masą między chrupiącymi kwadratami rudego ciasta. Na koniec zostawiły sobie trójkątne sokoły bezowe, które im zupełnie nie smakowały. Może z powodu masy kawowej, a może dlatego, że były ostatnie.
– Niedobre – stwierdził Szary, odkładając bezowy trójkąt do eleganckiego pudełka z białej tektury. – Masę zrobili z samego masła i jeszcze na dodatek dodali chyba kawy.

Wielki Naprawczy szedł z przodu. Nie jadł ciastek, bo zadowolił go sam cukier w kostkach. Pamiętał o tym, żeby przechodząc przez Rynek, kupić dla Babu 35 obieraczek do jarzyn. Z drewnianą rączką i doskonale zaokrąglonym ostrzem, które miało w środku otwór tak idealnej wielkości, że łupy łatwo z niego wylatywały. Były to obieraczki najlepsze na świecie, o wiele lepsze od wszystkich innych, produkowanych w fabrykach i kupowanych w sklepach.

Julka zaczęła się zastanawiać, skąd zdobyć przepis na kremówki pyszne jak ta, którą właśnie kończyła.
– Zapomnij o tym. Tak łatwo się nie dowiesz. To są sekrety strzeżone od wieków. Przekazywane z pokolenia na pokolenie. Lepiej najedz się dzisiaj na zapas.

Na szczęście Julka wiedziała już z doświadczenia, że nie da się najeść na zapas i lepiej nie próbować. Koniki zresztą właśnie spróbowały i widać było, że jest im ciężko.
– Słyszałem, że bardzo zdrowe są w Grodzie obwarzanki jednorazowe – powiedział do Milki

 

Wygrys, chcąc jej pokazać, że jest duży i rozsądny, i nie napchał się całkowicie ciastkami jak niektórzy.
– Razowe – Milka od razu domyśliła się, o co mu chodzi.
– W zasadzie Wygrys ma rację: wszystkie obwarzanki są jednorazowe – wzięła go w obronę Bajka.

Już po chwili dziewczynki i Wygrys chrupali obwarzanki z metalowego czworokątnego wózka z szybami. Koniki nie były w stanie jeść obwarzanków. Ani zdrowych razowych, ani mniej zdrowych z solą, ani nawet najlepszych z makiem.

Kiedy skręcili w kolejną uliczkę, koniki zaczęły zostawać z tyłu, podbiegać, znowu wracać i szeptać między sobą.
– Idę zobaczyć, co się tam dzieje – powiedziała Julka do Milki.
Koniki z wypiekami na twarzy wskazały jej tabliczkę z nazwą ulicy, którą szli: Farbiarska.
– Macie rację. To musi być gdzieś tu… – Julka zaczęła sprawdzać razem z nimi numery kamienic.
Kiedy przyłączyła się do nich Bajka i Milka, bez trudu znaleźli numer 27, odpisany przez konika w kolorze skorupki jajka z faktury, dołączonej do kufra dostarczonego do zamku. Stali przed kamienicą w bardzo złym stanie. Przeznaczoną do remontu. Całą pozabijaną skrzyżowanymi deskami. Chodzili koło niej rozczarowani.
– Dlaczego się tak wleczecie? – wyrwał ich z zamyślenia Wielki Naprawczy, który zawrócił, kiedy zauważył, że nikt za nim nie idzie.
– Czy możemy sobie tu na chwilę zostać? – zapytała Milka.
– Po co? – zdziwił się Wielki Naprawczy.
– Będziemy robić zdjęcia – odpowiedziała Julka. – I, żeby nie kłamać, naprawdę zrobiła szybko kilkadziesiąt zdjęć, jak miała w zwyczaju.
– Może coś w tym jest. Rzeczywiście piękna ta ruina – Wielki Naprawczy rozglądał się w zamyśleniu. – Nawiasem mówiąc, chciałem sobie właśnie skoczyć w jedno miejsce, na sąsiedniej ulicy. Tak że dobrze się składa, poczekajcie tu, wrócę za chwilę.
Po tych słowach szybko się oddalił.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

 

https://www.starystoldowszystkiego.com/zamkowa-ksiega-wedrowcow/