Z tego, co słyszę w windzie naszego bloku, prawie nikt nie pośle we wrześniu dzieci do szkoły. A ja myślałam, że podjęliśmy bardzo oryginalną decyzję. Od 3 dni wiadomo u nas w domu, że otwieramy jednoosobową szkołę domową. Skaczemy na głęboką wodę, w której zresztą, w zasadzie, pływamy już od dawna, a na pewno od początku alarmu kowidowego.
Jestem naprawdę dobrej myśli. Wygląda na to, że przejście na szkolnictwo w domu jest w Ontario bardzo proste: wysyła się list informujący. Nauka w domu nie jest dofinansowywana, ale z tym wiąże się swoboda w wyborze programu i brak ciągłej kontroli. Nie będzie inspektorów i pisania raportów. Chyba natrafiliśmy na resztki normalności w otaczającym nas zbiurokratyzowanym systemie, w którym wszystko zawsze zaczyna się od wypełnienia formularza. Czyli będzie można zająć się tym, co najważniejsze zamiast borykać się z biurokracją.
Bardzo mi się to wszystko podoba. Szczerze mówiąc, rozpiera mnie energia, żeby już zacząć. Mam nadzieję, że wreszcie wykorzystamy różne ciekawe materiały, na które polowałam przez całe lata i na wykorzystanie których zwykle nie było czasu. Jestem pewna, że sama też się sporo nauczę. Ahoj, przygodo!