Moja mama, Helena z Wilczyńskich Kramarska, była taka, jakiej życzyłabym wszystkim dzieciom. Ponieważ nie pracowała zawodowo, mogła się nam poświęcić w zupełności. Była niesłychanie cierpliwa, zawsze pogodna i dowcipna. Miała wielkie poczucie humoru, które towarzyszyło jej do końca życia i robiło z niej osobę pożądaną w towarzystwie, bo na usposobieniu jej i umysłowości lata przeżyte i kłopoty nie zostawiały śladów. Poza tym była spostrzegawcza, miała dużo taktu i szybki refleks. Dzięki temu we wszystkich z nas wzbudzała zaufanie, ale nie tylko w nas, również w naszych koleżankach i kolegach moich braci, którzy obierali ją sobie za powiernicę. Była naszą najserdeczniejszą przyjaciółką.
Pełna życia i energii cały dom trzymała w garści, łącznie z wychowaniem dzieci. Ojciec proszony przez nas o pozwolenie na jakąś eskapadę odsyłał nas do niej ze słowami „jeżeli mama pozwoli”. (…) (tu babcia pisze więcej o swoim ojcu).
Ojciec długo wojował, więc mama przyzwyczaiła się do stanowienia o sobie i o nas i to w warunkach nienormalnych. Gdy Kraków przygotowano do obrony jako twierdzę i kazano wszystkim rodzinom oficerów opuścić miasto, kierując je do Czech, mama zdecydowała z miejsca się nie ruszać. Powołując się na samotną matkę (tzn. babkę Antoninę) wymogła na władzach wojskowych pozwolenie na pozostanie w obrębie twierdzy, a że musiała mieć dokumenty motywujące tę decyzję, postarała się o legitymacje, które potem stanowiły źródło do żartów, mając wszystkie jeden punkt zaczepienia. Babka zostawała jako właścicielka realności, mama jako córka właścicielki realności, a my jako córki i synowie córki właścicielki realności. Na rozkaz władz porobiła wiele zapasów: cukier w głowach, wory mąki, poszewki od becików pełne suszonych rogali, a gdy pewnego dnia odwrócono rozkaz i komisje chodziły po mieszkaniach, aby zarekwirować zgromadzoną żywność, potrafiła wszystko tak ukryć, że nic nie znaleziono. No, ale miała do dyspozycji cały dom, była przecież „córką właścicielki realności”. Mama umiała upomnieć się o swoje. Zdarzyło się raz, że oficer austriacki uderzył brata Mariana; rozsierdzona mama wpadła do kwatery oficerskiej i tak mu nawymyślała od „dekowników”, że nie wiedział, gdzie się przed nią schować.
Tak babcia napisała we wspomnieniach o swojej mamie. Zamieszczam tutaj jej słowa dlatego, że za każdym razem, kiedy je czytałam, co jakieś kilkanaście lat, wydawały mi się bardzo inspirujące. Wydaje mi się, że dobrych inspiracji potrzeba nam zawsze. Do życzeń babci dla wszystkich dzieci chciałabym dodać własne dla wszystkich matek, żeby ich dzieci mogły kiedyś tak o nich napisać, jak babcia o swojej mamie.
Pamiętam, jak moja babcia mówiła, że jej mama, a raczej mamusia, bo zawsze tak ją określała kiedy rozmawiałyśmy, była jej najlepszym przyjacielem. Słysząc to w wieku kilkunastu lat byłam takim stwierdzeniem bardzo zaskoczona. Potem, z biegiem lat, zrozumiałam te słowa bardzo dobrze.