Krystyna Kramarska jako studentka 5 roku UJ, Kraków 1935
Krystyna Kramarska jako studentka 5 roku UJ, Kraków 1935

„Książka Babci” to wspomnienia naszej bardzo kochanej babci, która chętnie i często opowiadała nam o przeszłości. Chłonęliśmy te opowieści jako cenną wiedzę o życiu normalnym, tym sprzed komunizmu. Tamte czasy wydawały się wspaniałe, nawet idealne, a opowieści  babci były swoistą odtrutką na panujące dookoła komunistyczne zakłamanie i poczucie beznadziei. Nawet znajomi dziadków z tych dawniejszych, wojennych i przedwojennych lat, którzy czasem odwiedzali ich w naszym mieszkaniu na Siemiradzkiego w Krakowie, wydawali się żywym dowodem, że życie było kiedyś inne, słowo „honor” coś znaczyło, kłamstwem się brzydzono, a ludzie mieli dla siebie zwykłą, prostą serdeczność.

Opowieści słuchaliśmy w latach 70. i 80. poprzedniego już, choć trudno w to uwierzyć, stulecia.  W końcu babcia, nie mając siły powtarzać naszych ulubionych historii na okrągło, obiecała nam je spisać. Tytuł „Książka Babci” nadaliśmy jako roboczy, niecierpliwie czekając aż babcia skończy pisanie. Nazwa już pewnie zostanie, trudno byłoby ją zmieniać po kilkudziesięciu latach. Babcia pisała tak, żeby każdy z nas, niezależnie od wieku, mógł strawić zawartą we wspomnieniach wiedzę. O wielu rzeczach napisała bardziej oględnie, niż nam opowiadała, bo komunizm trwał, stan wojenny mieliśmy jeszcze przed sobą, nocne i całodzienne rewizje też.

Jej poświęcenie i cierpliwość dla nas, wnuków, nie miała granic. Podziwiałam to w wieku kilkunastu lat jako najstarsza wnuczka, uważając, że babcia osiaga szczyty cierpliwości zajmując się moim młodszym kuzynostwem. Myślałam, że nigdy bym czegoś takiego nie potrafiła. Ale jej przykład działa na mnie nawet teraz, kiedy sama jestem prawie w tym wieku, co ona wtedy. 

Mając kilka lat uwielbiałam przedpołudnia spędzane z nią w naszym mieszkaniu, kiedy wszyscy inni, liczni, domownicy szli do swoich zajęć, i przejście spod jej opieki do przedszkola odczułam jako wielki cios. Zdenerwowała się na mnie tylko jeden raz, a miała wiele okazji, bo mieszkałam z nią przez kilkanaście lat. Ta jedyna  okazja nastąpiła, kiedy, będąc w szkole podstawowej, po powrocie do domu zaczęłam chodzić stawiając stopy jak kaczka. Zaobserwowałam coś takiego u kogoś idąc ulicą i bardzo mi się ten dostojny chód spodobał (pięty razem, palce obu nóg jak najdalej od siebie). Dosłownie słyszę w tej chwili, po kilkudziesięciu latach, jak babcia mówi: No co ta Gośka!… Natychmiast zrezygnowałam z kaczego chodu, bo zdanie babci naprawdę dużo dla mnie znaczyło.

Babcia Krystyna Kramarska w Krakowie nad Rudawą, lata 30

Nigdy nie usłyszałam z jej ust przekleństwa, ani żeby podniosła głos, mimo, że była stanowcza, czasem nawet uparta. Ale była to stanowczość łagodna. Pamiętam ją jako cichą i serdeczną dla każdego, kto przychodził do naszego mieszkania. Pamiętam, że jej bezpośrednia serdeczność robiła wrażenie na osobach, które były u nas w domu pierwszy raz.

Mimo, że ukończyła przed II Wojną dwa fakultety na Uniwersytecie Jagiellońskim, historię i geografię, i jako pierwsza kobieta w rodzinie zdobyła wyższe wykształcenie, zawsze chciała pracować tylko w domu. Tak jak Mamusia, według jej własnych słów.

Nie znosiła podróży. Kraków był jedynym miejscem na świecie, w którym chciała być. Czytała wszystkie książki o Krakowie, jakie udawało się zdobyć. Była rozkochana w epoce średniowiecza. Lubiła jeść i gotować tylko proste, tradycyjne potrawy, które znała z domu. Alkohol ani żadne inne używki w ogóle dla niej nie istniały.

Mieszkając z babcią pod jednym dachem przez wiele lat, znałam ją dobrze. Wspomnienie atmosfery stworzonego przez nią domu jest ze mną przez wszystkie lata i jest to wspomnienie bardzo dobre. Takie, do którego chętnie się wraca i w oparciu o które dobrze było budować całe późniejsze życie. Atmosfera w domu była bardzo dobra mimo, że były to mroczne czasy komunizmu. Nasze mieszkanie wspominam jako jasną chatkę w otaczającym ją ciemnym komunistycznym lesie na zewnątrz. Ze ścianami nie do zdobycia 🙂

Za Dzieje Klasztoru PP. Norbertanek w Krakowie na Zwierzyńcu http://naszaprzeszlosc.pl/tom-47.html http://naszaprzeszlosc.pl/tom-58.html?sSort=size

napisane na prośbę Sióstr Norbertanek, w krótkich przerwach między pracami domowymi i w czasie corocznych wakacji w Rabce, Uniwersytet Jagielloński zaproponował jej tytuł doktora, co babcia odrzuciła, dlatego że warunkiem było zdanie egzaminu z tak zwanej filozofii marksizmu albo z ekonomii politycznej socjalizmu. Sprawa została załatwiona przez telefon. Pamiętam minę babci, kiedy odłożyła słuchawkę, uznała to za niesmaczny żart.

Wszystko co robiła i jak to robiła wypływało z jej głębokiej wiary w Chrystusa. Była dla mnie wzorem pokory chrześcijańskiej, a za szczególny tego przykład uważam cierpliwość, z jaką znosiła zakaz robienia bardzo wielu rzeczy, nawet takich jak robota na drutach, który spadł na nią spowodowany zawałem serca. Przypuszczam, że źródłem choroby były przejścia wojenne. Myślę też, że na ukształtowanie jej charakteru miała wielki wpływ szkoła Sióstr Norbertanek. Była to pierwsza szkoła, do której babcia chodziła, a siostry nauczycielki z miłością i szacunkiem wspominała do końca życia, do końca utrzymywała też z nimi kontakt.

Babcia była też bardzo oddana Matce Boskiej, o której zawsze mówiła z wielką czcią, i to wydawało w jej życiu widoczne owoce. Można się było od niej dużo nauczyć mimo, że starała się nie narzucać. Działała przykładem i niezłomnym trwaniem przy zasadach, w które wierzyła. Patrząc na to, jak żyła, mam głębokie przekonanie, że szła dobrą drogą. Widzę to szczególnie wyraźnie teraz, z perspektywy czasu.

Parafrazując to, co napisała w Książce Babci o swojej mamie: takiej babci jak ona życzyłabym wszystkim dzieciom.

Najstarsza wnuczka Gośka