Książki dla dzieci są ważniejsze, niż te dla dorosłych

The Real Mother Goose, Blanche Fisher Wright, 1916

Po tym jak przebiegłam Internet wszerz i wzdłuż szukając dla mojej córki takich książek, jakie naprawdę chciałabym jej dać do przeczytania, przebijając się przy tym przez góry innych książek, postanowiłam zebrać swoje znaleziska w formie listy, która być może przyda się komuś w podobnej sytuacji. Kiedyś sama szukałam takich list, ale na tych, na które natrafiałam, często znajdowałam książki, których polecanie wydawało mi się problematyczne. Tak powstała

Lista książek dla dzieci

z prawdziwego zdarzenia czyli takich

które można bezpiecznie kupić dziecku

które dziecka nie okaleczą

których celem nie jest deprawować dzieci począwszy od wieku kilku miesięcy

których autorzy nie bawią się dzieckiem, przestawiając do góry nogami wszystko, co zdołało sobie ułożyć w głowie

które nie zrobią z dziecka wrednego, egoistycznego stworzenia

które nie opluwają wartości chrześcijańskich

które nie uczą lekceważenia dorosłych

które nie przedstawiają dziecku świata bez istnienia Boga, które Go nie wymazują, nie traktują jako tematu tabu, starając się w ten sposób zasugerowć, że Boga nie ma

których głównym atutem nie jest to, że są “magiczne”

Czyli jest to kącik książki, której nie ma.

Kącik książki prawie już nieistniejącej.

Ale nigdy nie należy sie załamywać. Coś jeszcze można znaleźć. I właśnie tym książkom warto zapewnić przetrwanie w czasach rozlewającego się barbarzyństwa. W tym sensie powstająca tutaj lista to równocześnie:

Lista książek dla dzieci

wartych ocalenia od zapomnienia

w czasach kiedy zalewa nas barbarzyństwo

The Real Mother Goose, Blanche Fisher Wright, 1916

W założeniu lista ta ma być żywa i cały czas się wydłużać. Właściwie jest to dopiero jej początek. Mam zamiar uzupełniać ją z każdą chwilą, to znaczy co tydzień będzie tu dochodził jakiś tytuł. Byłabym też bardzo wdzięczna za sugestie od mam, babć i wszystkich tych, którzy, jak ja, siedzą w książkach dla dzieci nie tyle z obowiązku, co dla przyjemności.

Bo przecież książki dla dzieci są nawet ważniejsze, niż te dla dorosłych – powiedziała kiedyś do mnie znajoma, Majka, oczekując potwierdzenia, co oczywiście zrobiłam. Na książkach dla dzieci wychowują się przyszli dorośli, książki te mają wpływ na ludzi jeszcze nie ukształtowanych i poszukujących. W tym sensie to, jakie książki nasze dzieci czytają, ma wymiar wręcz historyczny. Tak kształtują się pokolenia, które zanim się obejrzymy, będą decydować jak historia się potoczy. Zakładając oczywiście, że nie zatracimy zdolności czytania, na  co miejmy nadzieję.

Jednym słowem, w kąciku, który zaczęłam tutaj urządzać, mają się znaleźć książki takie, które z trudem znajdujemy w morzu innych książek. Jestem pewna, że inne mamy wiedzą, o czym mówię. Człowiek szukający dziś książki dla dzieci w typowej księgarni, szybko zaczyna zdawać sobie sprawę, że z wydawnictw płynie rzeka literatury odzwierciedlającej postulaty i idee współczesnej rewolucji. Która bardzo często atakuje wartości chrześcijańskie i wszystko, co kojarzy się z tradycyjnym w naszej kulturze podejściem do życia. Nie oszukujmy się: jest to w tej chwili już nawet nie rzeka, ale rozległe morze, czy raczej bagno. Mimo, że naprawdę lubię świat literatury dziecięcej, a może właśnie dlatego, od jakiegoś czasu przestałam otwierać emaile z reklamami takich książek przysyłanych przez księgarnie (cały czas mam na myśli książki angielskojęzyczne i sytuację w moim kanadyjskim otoczeniu). Już same okładki, tytuły i dobór tematów książek dla młodzieży i trochę starszych dzieci, mogą wbić w depresję. Są mroczne, destrukcyjne, wręcz groźne, równocześnie wieje od nich beznadzieją. Jakby ktoś spychał młodego czytelnika w ciemną otchłań. Przyzwyczaiłam się do tego, że za każdym razem kiedy otwieram email z księgarni, otacza mnie groźna atmosfera całorocznego halloweenu.

I właśnie wbrew temu wszystkiemu, zaczęłam tworzyć listę książek, które, na przykład, nie zmienią dziecka w wredne, egoistyczne stworzenie. Niestety, większość tych, które znajdujemy w tej chwili na półkach księgarń, w tym na półkach wirtualnych, ma dużą szansę zrobić właśnie to. Tak oceniam sytuację w księgarniach kanadyjskich, ale i w polskich jest z roku na rok, czy nawet ostatnio z chwili na chwilę, coraz podobniej. W końcu rewolucjoniści kroczą i jest tylko kwestia tego, jak daleko zajdą. A ambicje mają, jak wiadomo, duże: cały świat. Jak wiemy z doświadczeń historycznych, rewolucjoniści idą tak długo, dopóki się ich nie zatrzyma.

A przecież znaczenie ma już nawet sam język, jakim książka została napisana. Mnie samej zdarzało się powtarzać bezwiednie jakieś “chwytliwe” powiedzonko i zaraz potem zastanawiać się, co ja właściwie do własnego dziecka wygaduję. Po czym dochodziło do mnie, że jest to fragment książki, którą właśnie czytałam córce.

Bardzo lubię książki dla dzieci. Przed Bożym Narodzeniem, co roku, jeszcze do niedawna, wybierałam się do księgarni i spędzałam w dziale dziecięcym nieprzyzwoicie dużo czasu. Może było to związane z tym, że w moim domu rodzinnym, pod choinką zawsze leżała książka dla każdego dziecka. Słownie jedna. I żadnych innych prezentów. I Boże Narodzenia z dzieciństwa wspominam jako najcudowniejszy  czas roku. Inne prezenty oczywiście też były, przynosił je święty Mikołaj 6 grudnia, normalnie, jak trzeba. To była zupełnie osobna sprawa. Ale wracając do księgarni. Tych fizycznych, nie internetowych. Nieliczne, które jeszcze zostały w Toronto, zamieniają się w sklepy z różnymi innymi rzeczami, a książki schodzą na coraz dalszy plan. Dział z zabawkami rozszerza się coraz bardziej, wypierając ten z książkami dla dzieci, a rycząca muzyka nie pozwala się skupić. Dawniej w księgarni można było przeczytać fragment tego, co się bierze do ręki, teraz irytujący muzak mobilizuje, żeby coś szybko złapać i wyjść, a raczej uciec. Dawniej księgarnie miały swoistą atmosferę, teraz zupełnie ją zatraciły. Są dokładnie takie same jak wszystkie inne sklepy.

Pamiętam ostatnie w życiu zakupy w księgarni fizycznej. Postanowiłam, że nigdy tam już nie pójdę, bo krążąc między półkami bardzo długo, nic nie znalazłam. Wejście do działu literatury dziecięcej zastawiono w poprzek gigantycznym regałem wypełnionym książkami jednego tylko pisarza kanadyjskiego, który napisał ich już dziesiątki, jeśli nie setki. Rozumiem, że są to książki traktowane jako “jedynie słuszne”, jak narracja (!!!) telewizyjna z poprzedniej fali komunizmu, tego, który znam aż za dobrze z Polski. Jest to chyba najpopularniejszy, a w każdym razie najbardziej lansowany od wielu już lat, kanadyjski pisarz książek dla dzieci. Ominęłam ten regał dlatego, że moje wrażenie jest takie, że twórczość tego właśnie autora, gwarantuje wychowanie wstrętnego, nieznośnego, egoistycznego dziecka, które szybko wyrośnie na dorosłego o tych samych cechach. Udało mi się nigdy nie kupić jego książek, ale córka przynosiła je z biblioteki szkolnej i klasowej niezliczoną ilość razy. Wygląda na to, że są po prostu wszędzie. Nawet w Wallmarcie, w którym kupuję jedzenie, mijam całą półkę tych książek, przez wszystkie lata kiedy tam chodzę. Po prostu nie ma od nich ucieczki. Przez to, że córka przynosiła je do domu, trochę wbrew swojej woli, musiałam zapoznać się z nimi bliżej i miałam okazję stwierdzić, że moim zdaniem, jest to pisarz z pełną świadomością namawiający dzieci do każdego rodzaju niegrzeczności, jaką jest w stanie wymyślić.

Świat “nowoczesnej” (?), “postępowej” (?!!!), rewolucyjnej (!…), książki dla dzieci, pełnej marksistowskiej, bolszewickiej papki nawalanej ludziom do głowy, czyli to, co wypełnia współczesne księgarnie, nie jest już dla mnie. “Już” dlatego, że sama się na takich książkach wychowywałam, w każdym razie częściowo, i w lewicowym sosiku, w jakimś sensie, do pewnego stopnia, też częściowo, dusiłam się przez długie lata. “Do pewnego stopnia” dlatego, że jednak zdrowy rozsądek zawsze gdzieś tam na dnie wierzgał i miewałam zdrowe odruchy i myśli. Ale jednak, nazwanie rzeczy po imieniu i poukładanie ich na właściwych miejscach zabrało mi przerażająco dużo czasu, bo przecież atak na nas wszystkich był zmasowany: równocześnie książki, film, słowa piosenek, nawet sztuki teatralne. Przez długie lata męczyłam się usiłując zrozumieć otaczający nas, dziwny,  pełen fałszu i zakłamania zlewaczały świat, w którym nic się kupy nie trzyma. Świat oparty o i wygłaszający mądrości, w których każde kolejne zdanie przeczy poprzedniemu albo przynajmniej przedostatniemu. Nie jest łatwo przyznać, że siedziało się w bagienku myślowym. Im dłużej się siedziało, tym trudniej… Ale można. I warto. Pomyśleć, przywołać zdrowy rozsądek. Rozejrzeć się po półkach z książkami, własnymi, również tymi z dzieciństwa, i powiedzieć najpierw do siebie, a potem do właścicieli innych podobnych półek, że przecież król jest nagi. Że przecież lepiej by było, gdyby wiele ze stojących na tych półkach książek nigdy nie zostało napisanych.

The Real Mother Goose, Blanche Fisher Wright, 1916

Wtedy zaczynają człowiekowi przychodzić do głowy niecenzuralne myśli. Takie, że aż strach się nimi z kimś podzielić. Na przykład, że nasza najfantastyczniejsza, najfajniejsza na świecie i ukochana przez nas wszystkich Pippi czy Fizia, Pończoszanka czy nie, Langstrumpff albo Longstocking, w jakiejkolwiek wersji ją znamy, ośmieszając podważa autorytet rodziców i wszystkich innych dorosłych, o których jest mowa w tym małym i zgrabnym rewolucyjnym majstersztyku. Który podbił wiele krajów, w każdym razie tych z naszego kręgu kulturowego. Na pewno książka ta jest jedną z rewolucyjnych bomb, które  usiłują rozsadzić nasz świat. Potwierdza to zresztą w pełni życiorys jej autorki. Tu szczere wyznanie: sama kupiłam Pippi dwóm dziewczynkom, które są mi bardzo bliskie. I po polsku, i po angielsku. Przepraszam. Uczymy się całe życie.

Takich przykładów jest w literaturze dla dzieci pełno. Można przytaczać bez końca. Nie jest też wcale trudno dostrzec różne, bardzo problematyczne, rzeczy w książkach, które kiedyś wydawały się świetne. Wystarczy tylko szerzej otworzyć zamknięte oczy i nauczyć się odwagi od małego chłopca, który powiedział, że król jest nagi.

W miarę jak, przyglądając się książkom dla dzieci, w tym książkom, które sama znałam z dzieciństwa, coraz wyraźniej dostrzegałam ich ciemniejsze i brzydsze strony, zaczęłam zastanawiać się nad jakimś łatwym w użyciu kryterium czy sposobem, który pomógłoby mi jednak jakieś książki dla córki znajdować. Wtedy postanowiłam, przed naciśnięciem guzika “dodaj do koszyka”, czytać życiorysy autorów. Tak wyrzuciłam ze sklepowego koszyka niejedną książkę. W ten sposób odpadło na przykład “Pięcioro dzieci i coś”, które kiedyś bardzo lubiłam. Przeczytałam, że autorka rzuciła wszystko, żeby popularyzować eugenikę i jej książki zupełnie straciły dla mnie urok. A potem przeszłam wzdłuż naszych domowych półek, googlowałam co mogłam i z niemiłym uczuciem rozczarowania i niedowierzania doszłam do tego, że większość książek, które zachowałam z dzieciństwa, napisali rewolucjoniści kolejnych zrywów, komuniści albo masoni, ewentualnie komuniści-masoni. Ręce opadają.

Czytanie życiorysów autorów stosuję dalej. Okazało się równie pouczające w przypadku pisarzy tworzących nam współcześnie. Cytuję z Wikipedii: “he has been diagnosed with obsessive-compulsive and manic-depressive disorder, and that he had a cocaine addiction that started in 2005 and was an alcoholic; at the time, he had been clean for four months, and had regularly attended Alcoholics Anonymous for the previous 25 years and Narcotics Anonymous meetings more recently.” Jeśli tacy są najwybitniejsi pisarze dla dzieci, można sobie wyobrazić, że ich liczni naśladowcy pewnie zachowują się podobnie. Zastanawiam się jakie przesłania przekazuje w swoich, pisanych przez całe życie, książkach dla małych dzieci, osoba o tego rodzaju przejściach. Po poznaniu takich rewelacji z życiorysów autorów zwykle usiłuję na czas nacisnąć “delete from the basket”. A przecież te życiorysy wikipediowe i tak poddane są najwyższej kosmetyce i nie mam złudzeń, że są zawsze ocenzurowaną “wersją dla dzieci”.

Żyjemy w czasach, w których, według mojego szacunku, około 99% wydawanych książek, w tym tych dla dzieci, pisanych jest przez umysły “zrewolucjonizowane”, czy, by użyć określenia autora bezcennych analiz, Krzysztofa Karonia, umysły oczadziałe. W Ameryce Północnej, w której mieszkam, pisarzami są ludzie z pokolenia “dzieci kwiatów” i ich dzieci i wnuki. Czyli ludzie planowo i skutecznie zdemoralizowani przez dobrze zaplanowane, zorganizowane i przeprowadzone zjawisko “rewolucji seksualnej lat 60-tych”. Ludzie, których przekonano, że dopiero wtedy kiedy zrezygnują ze wszystkich hamulców, będzie “super”. No, i “super” oczywiście, jak wiadomo, jest. Na przykład jeśli spojrzeć na problemy wypływające z nałogów narkotykowych i innych.

Od lat 60-tych, obniżył się drastycznie poziom nauki w szkołach. Poziom myśli we współczesnej literaturze dla dzieci w wieku 0+, w obrębie tego, co nazywamy kulturą zachodnią, jest porównywalny z poziomem czytanek z radzieckiego kalendarza komsomolca z czasów stalinowskich. Od dawna śledząc te sprawy myślę, że nie ma się temu co dziwić, dlatego że dzisiejsi rewolucjoniści z Ameryki Północnej właśnie stamtąd bezpośrednio czerpią wzory. Przy różnych okazjach natknęłam się w Internecie na wypowiedzi przebojowych współczesnych amerykańskich stalinistów, którzy z prawdziwym stalinizmem nigdy się nie zetknęli, więc ich naiwny podziw i zapał jest szczery. Co nie czyni całego zjawiska mniej groźnym, raczej wręcz przeciwnie.

The Real Mother Goose, Blanche Fisher Wright, 1916

Szukając angielskojęzycznej książki o Pinokiu z ładnymi, ale nie przerażającymi ilustracjami (co mi się nie udało), wylądowałam przypadkowo na stronie, na której nauczycielka (USA) prosi o rekomendacje książkowe dla dziewczynki, której edukacji się podjęła. Jak pisze, rodzice dziewczynki, o poglądach liberalnych, zapewnili córce bardzo dobrą bibliotekę.  Ale ja, mówi o sobie nauczycielka, akceptując wszystko, co liberalne, idę jednak o krok dalej, i chciałabym uzupełnić jej bibliotekę o książki komunistyczne. Dalej nauczycielka wymienia różne tytuły z biblioteki dziewczynki, wszystkie dotyczące polityki, na przyklad “Moi rodzice głosowali na…”, określając każdą z nich jako “cute”. Tu trzeba dodać, że chodziło o dziewczynkę 3-letnią. Pomyślałam, że mogłabym jej polecić coś, na co chwilę wcześniej, też przypadkowo, natknęłam sie w Amazonie. Czyli zebrane dzieła Marksa, podobno w wersji nieocenzurowanej, za jedyne $3 (słownie trzy) dolary kanadyjskie. Wypadałoby przecież od samego początku uczciwie uświadomić dziecko, w co wchodzi. Takimi wpisami Internet jest teraz wybrukowany. Kiedyś by mnie to na pewno zdziwiło. Teraz jest to oczywistość i tylko zostaje człowiekowi jakoś się w tym wszystkim odnaleźć. I wiedzieć po której jest stronie. I dlaczego. Zwolennicy rewolucji tak agresywnie wdzierają się już w życie innych, na przykład w życie naszych dzieci w szkołach, że trudno  w dalszym ciągu miło się uśmiechać i udawać, że wszystko jest OK.

Współczesnemu zatruwaniu mózgu naszych dzieci bardzo dobrze służy sprzedawnie czy wręcz darmowe dostarczanie im książek “na wagę”. Wykupujemy elektroniczną subskrypcję i dziecko ma dostęp do setek tytułów. Płynie do niego szeroka rzeka czegoś, co ktoś spreparował. Zupełnie nie wiadomo czego, bo ta rzeka jest za szeroka, żeby rodzic mógł ją zbadać, ocenić i ewentualnie  coś wyłowić. Nie wiemy, czym dziecko jest zalewane. To jest kolejny dramat naszych czasów i wyzwanie dla nas, bo przecież każdy wie, że książek nie powinno się sprzedawać i kupować na wagę… Kiedy moja córka była bardzo mała, próbowałam ograniczyć jej dostęp do jakiegoś zestawu bajek w Ipadzie. Po prostu chciałam wyeliminować konkretne bajki, które uważałam za koszmarne pod każdym względem. Od ilustracji począwszy. Skończyło się na rozmowie z osobą z działu obsługi klienta, od której dowiedziałam się, że to, co usiłuję zrobić, jest niemożliwe. Kupiłam zestaw 150 bajek i tyle bajek dziecko ma do dyspozycji. Najbardziej niesamowity był dla mnie nie sam fakt, że tak to jest urządzone, tylko że rozmawiająca ze mną kobieta nie mogła pojąć, o co ja się właściwie czepiam. Przecież więcej, to lepiej, no nie? Przypuszczam, że nie jestem jedyną matką, która szybko doszła do wniosku, że im mniej takich kraników (w tym przypadku z książkami) odkręcimy naszemu małemu dziecku, tym lepiej.

Typowe współczesne książki dla dzieci mają jeszcze jeden dodatkowy minus czyli, zamiast prawdziwych obrazków, komiksowe karykatury tego, czym ilustracja powinna być. Ale to byłby temat na inną, równie długą mruczankę.

PO CO TO WSZYSTKO? Po co ta lista dobrych książek godnych polecania?

The Real Mother Goose, Blanche Fisher Wright, 1916

Piszę to wszystko między innymi dlatego, że myślę, że o sytuację naszych dzieci musimy walczyć. Że nie możemy się poddawać i biernie zostawiać ich na pastwę “tego  wszystkiego”, co mają naokoło siebie. To właśnie one są celem grup ideologicznych, które do osiągnięcia swoich celów potrzebują najpierw zdeprawować ludzi. To są nasze dzieci i wnuki i nie mają nikogo innego do obrony, tylko nas.

Poza tym, patrząc jak naszą kulturę zastępuje jej brak, czyli jak zalewa nas współczesne barbarzyństwo, w dziedzinie książek dla dzieci widoczne jako zalew chłamem z prymitywnymi ilustracjami w stylu komiks, moim skromnym zdaniem, ohydnymi, myślę, że może warto byłoby przechować dla przyszłych pokoleń pamięć o książkach tego wartych. Może warto utrzymać przy życiu książki zawierające jakieś odniesienia do naszej kultury. Może między innymi właśnie w ten sposób nasza kultura w ogóle przetrwa… Może na przykład czyjaś wnuczka opowie kiedyś swojej wnuczce jakąś tradycyjną bajkę z morałem zamiast poczęstować ją komiksem. Kto wie, może ten wysiłek się opłaci. W końcu średniowieczni mnisi katoliccy przepisując mozolnie księgi uratowali myśl starożytną, z której w jakimś stopniu czerpiemy aż do teraz.

Jak pisałam na początku, lista ta jest wynikiem moich poszukiwań z wielu lat. Mam zamiar pracowicie i z przyjemnością uzupełniać ją w dalszym ciągu.  Książki, które na niej umieszczam, znajdowałam jak ziarnka w korcu maku. Łowiłam w morzu zupełnie innych książek. Dzisiaj jest 19 listopada 2020 czyli, mam nadzieję, dzień dobrego początku dla tej listy.

Chciałabym, żeby rzeczy, o których tutaj wspomniałam, były świadectwem dojrzałości, która w moim przypadku przyszła późno. Czy raczej dojrzewania, bo przecież uczymy się cały czas. Ale dopóki człowiek żyje, nie jest za późno, żeby się otrząsnąć i otworzyć szerzej oczy. Tak, że cieszę się i z tego. A teraz do lektury kolejnej książki dla dzieci. Lista zaczyna się poniżej:

https://www.starystoldowszystkiego.com/najlepsze-angielskojezyczne-ksiazki-dla-dzieci-lista-przebojow/

 

Zamek z prawdziwego zdarzenia czyli książka z pełną gwarancją, że nie ma w niej magii

Marta Kotburska: Zamek z Prawdziwego Zdarzenia. Część I Wieża bez Zamku. Część II Zamek z Kolorowymi Oknami. Powieść dla młodzieży myślącej w każdym wieku.
Marta Kotburska. Zamek z Prawdziwego Zdarzenia: Część I Wieża bez Zamku. Część II Zamek z Kolorowymi Oknami. Powieść dla młodzieży myślącej w każdym wieku

W Wieży bez zamku i Zamku z kolorowymi oknami nie ma nic magicznego. Na każdym kroku można się tu natknąć na tajemnice i przygody, ale nie na magię. Za to cuda zdarzają się na pewno.

Zamek z Kolorowymi Oknami to książka z ciepłym, dobrym nastrojem. Taka, do której można wejść zatrzaskując za sobą okładki i posiedzieć w niej z radością. Jedyny problem: Uwaga! Wciąga.

W Zamku z kolorowymi oknami wszystko jest po prostu takie… jakie powinno być. 

Zamek z prawdziwego zdarzenia to książka idąca pod prąd. Książka, która ma w tle wartości chrześcijańskie. Która nie wlewa w młode umysły i dusze kolejnej, standardowej porcji brudu i zła jak każdy typowy dzisiejszy film czy książka.

Jest to książka dla młodzieży myślącej w każdym wieku. Książka dla wnuków, rodziców i dziadków. Przy tym hołd dla tych ostatnich.

W Zamku z kolorowymi oknami jesteśmy w świecie, który dzisiejsi neomarksiści chcą wymazać z mapy i z naszej pamięci. W świecie naszych rodziców, wyrastającym ze świata ich rodziców, a wcześniej dziadków i pradziadków. Jest to książka o moim świecie, o naszym świecie, o świecie każdego, któremu świat przeszłości i tradycji jest drogi.

Zamek z kolorowymi oknami to książka kontrrewolucyjna: proponująca dobro zamiast zła i czystość zamiast brudu. Nasze dzieci są zarzucane głupimi książkami. A przecież czytanie głupich książek nie przyda nikomu mądrości. Potrzebujemy więcej literatury równoważącej propagandę neomarksistowską i globalistyczną, całkowicie antykatolicką w swojej symbolice i treści. Która zresztą, czy raczej prawie bez reszty, zdominowała beletrystyczny rynek wydawniczy na całym świecie. Wiadomo, że udany marsz rewolucjonistów przez instytucje zrobił swoje. Ale nigdy nie jest beznadziejnie. Każda rozmowa dziadków z wnukami może mieć dla nich znaczenie oczootwierające. I każda dobra książka od dziadków dla wnuków może zadziałać podobnie. Zamek z kolorowymi oknami to idealna książka od babci dla wnuczki.  

 

Marta Kotburska

Zamek z Prawdziwego Zdarzenia

czyli

Wieża bez zamku (część 1)

Zamek z kolorowymi oknami (część 2)

 

Marta Kotburska: Zamek z Prawdziwego Zdarzenia. Część I Wieża bez Zamku. Część II Zamek z Kolorowymi Oknami. Powieść dla młodzieży myślącej w każdym wieku
Młode lata Julki upływają w dużym mieście leżącym na samym końcu krainy dzikich zwierząt, niezmierzonych  lasów i krystalicznie czystej wody, do której jej rodzice przyjechali kiedyś z bardzo daleka. Robi się coraz starsza i zaczyna w niej dojrzewać potrzeba poznania własnych korzeni. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w jej życiu pojawia się stara komoda z małymi szufladkami, których nie da się otworzyć. Kiedy nadchodzi odpowiedni moment, szufladki same otwierają się od środka i okazuje się, że w szafie mieszka ktoś, kto wie o krainie przodków Julki znacznie więcej niż ona. Ktoś kto wyjechał z niej tak dawno, że nie jest nawet pewien czy kraina wciąż istnieje, a jeśli tak, to na ile się zmieniła. Działają razem, bo łączą ich wspólne interesy: mieszkańcy komody pragną odnaleźć krainę, a Julka chce się o niej czegoś dowiedzieć. Zgodnie podejmują wyzwania, dzięki czemu udaje im się zajść dalej i odkryć więcej, niż się tego spodziewali w najśmielszych marzeniach. Julka dotrze do bezcennego skarbca tradycji i to będzie dopiero początek wiekich przeżyć. Kiedy wspólnie znajdą się w Krainie, akcja rozgrzeje się do czerwoności.

Wstępik

czyli

wejście od kuchni do Zamku z prawdziwego zdarzenia

Wszystko, co zostało opisane w tej książce, całkowicie beletrystycznej, zdarzyło się naprawdę. Wszystko, co wiąże się z jej powstaniem, też zdarzyło się naprawdę.

Naprawdę zdarzyło się, że zaczęły mnie przerażać reklamy literatury dla młodzieży przychodzące w emailach. Reklamy dostaję dlatego, że często szukam książek dla córki, siedzę w tym świecie i od własnego dzieciństwa nie przestałam go lubić. Z reklam nowości wydawniczych wyłaniał się świat straszny, groźny, przerażający, brutalny. Pełen potworów, czarów i makabry. Z głównymi pozytywnymi bohaterami o dużej mocy sprawczej w postaci wiedźm, czarowników, w najlepszym przypadku wróżek. Na dodatek, w miarę jak rosła grupa wiekowa czytelników, do których oferta była skierowana, świat wyłaniający się już nawet tylko z samych reklam, jawił się jako coraz bardziej wulgarny i równocześnie smutny, nawet depresyjny. Złapałam się na tym, że przestałam otwierać oferty księgarń, żeby się nie przygnębiać.

Książki, które uważałam za normalne, zaczęłam znajdować jak igły w stogu siana. W którymś momencie doszło do tego, że postanowiłam napisać taką książkę, jakiej szukam. Wiedziałam, że książka moich marzeń czyli taka jak te, które najbardziej lubiłam w młodych latach, musi być pełna tajemnic i zapewniać mocne przeżycia, ale postanowiłam dać 100% gwarancję, że nie będzie w niej magii. Magii, którą antychrześcijańska propaganda lansuje nam od tak dawna i tak intensywnie, że wszystko, do czego ktokolwiek kogokolwiek zachęca musi być obowiązkowo magiczne. Począwszy od książki, a na przetykaczce do umywalki skończywszy. 

Naprawdę zdarzyło się też, że ze współczesnych książek wyrzucono Boga. Książki opisują nowy świat, w który, jak nam się wmawia, nieuchronie wkraczamy. Nachalnie lansują nową wersję komunistycznego raju bez Boga, który ma podobno zapanować na całym świecie. W mojej książce jest miejsce dla naszego dobrego Boga. Jeżeli ktoś ma alergię na słowa takie jak Chrystus, modlitwa, Anioł Stróż, różaniec i Matka Boska, może nie czytać Zamku z kolorowymi oknami ze względu na możliwość dostania wysypki.

Naprawdę zdarzyło się też, że miałam okazję być świadkiem tego, jak piękne są związki między wnukami, a babciami i dziadkami i jak wielkie mają znaczenie. Nabrałam przekonania, że wakacje spędzone przez wnuki u babci i dziadka, takie, w czasie których pogłębi się więź między nimi, zrobi dziecku więcej dobrego niż 1000 wycieczek do atrakcyjnych kurortów. Ta książka jest moim pełym uznania ukłonem w stronę Babć i Dziadków, ich życiowej mądrości, która mają do zaoferowania wnukom i ich poświęcenia dla nich. Niech żyją wszystkie Babcie i Dziadkowie świata!

Naprawdę zdarzyło się też, że moja córka, urodzona w Kanadzie, miała okazję dobrze poznać własnych dziadków i innych, licznych, krewnych mieszkających w Polsce. Po powrocie  z jednych z pierwszych wakacji u dziadków, córka zaczęła bez końca mówić o “mojej Polsce”.  Ponieważ inspiracją do pisania tej książki było dla mnie życie mojej córki, mowa jest tu o poczuciu tożsamości, jej poszukiwaniu i radości z jej odkrywania, a także o tym jak ważne są to rzeczy dla kogoś mieszkającego daleko od „Krainy Przodków”.

Marta Kotburska

I tak doszliśmy do Wieży bez Zamku. Do której przeczytania z całego serca zapraszam.

Wchodzimy? Jupingi! (jak mówi moja córka, kiedy zabiera się z zapałem do czegoś, na co się cieszy).

Półkolonia z Biksem

Te dwa stoły już się sprawdziły. Robią dobrą robotę służąc nam codziennie, dobrze się myją, farba akrylowa nie schodzi.

Znalazły się u nas w domu jako stare i używane, a pomalowałyśmy je z Julką w lecie 2019 w ramach czegoś, co ona nazwała Beaks Daycamp. Beaks to ja. Nazwa pochodzi od dzioba i wzięła się chyba stąd, że za dużo mówię, w każdym razie do niej. Zajęcia w ramach półkolonii z Biksem to chodzenie raz w tygodniu na plażę i robienie różnych innych rzeczy w pozostałe dni.

colorful tables Copyright © starystoldowszystkiego.com

Stół w akcji.
Stół w akcji.
zdzieramy-lakier-bezbarwny
Zdarłyśmy błyszczący lakier bezbarwny.
zakurzylysmy-wszystko
Kurzyło się niesamowicie. Pył trzeba było zbierać na bieżąco.
stoly-bez-farby
Zaczynamy najlepszą część. Każdy wybrał swoje kolory.
kolor-pierwszy
Pierwsza warstwa.
Gotowe.

W mojej Polsce

Julka kocha Polskę.

W końcu tam są dziadkowie, kuzynki i kuzyni, ciocie i wujkowie, pies i kot, po prostu szał. O tym, jak dużo dają jej coroczne wakacje w Polsce, mogłabym pisać dzień i noc bez przerwy.

Po powrocie przez dłuższy czas słyszymy od niej takie wyrażenia jak: byłam w mojej Polsce; widziałam to w mojej Polsce; to? a, tak, kupiłam to w mojej Polsce; słyszałam to w mojej Polsce; jadłam to w mojej Polsce; znam to z mojej Polski.

https://www.youtube.com/watch?v=H0CLozZo1NI

“Barka” w tym wykonaniu ma taką moc, że mnie przechodzą ciarki za każdym razem, kiedy słucham. To jest prawdziwa moc!

https://www.youtube.com/watch?v=comCT-jvkRw

Tak jeszcze jest w Polsce. Są TACY księża. Są TAKIE dzieci. Oby trwało to nadal. Zawsze. Na razie jest w Polsce jeszcze wielu wspaniałych księży i jest wiele wspaniałych dzieci, które tak pięknie potrafią im podziękować. I są młodzi ludzie, którzy potrafią stworzyć TAKI zespół. Ja naprawdę chylę czoła. Odkąd odkryłam przypadkowo ten film, oglądałam go nieskończoną ilość razy, i chyba ani razu bez zwilgotniałych oczu.

Proboscu, Prałacie,

Tyś se wiedzioł ło tym

ze dzieci si ucy teroz, a ni potym!

Te mądre i bardzo głębokie słowa wypowiedziane piękną gwarą góralską przez chłopca z zespołu Mała Armia Janosika można usłyszeć w innym filmiku z tej samej uroczystości pożegnania księdza proboszcza Antoniego Zuziaka po jego 24 latach służby w parafii w Rabie Wyżnej. 

Obciął, skrócił i wyrzucił

3-swinki

Eksperymenty i małe wynalazki, a przy tym odkrywanie starych sprawdzonych sposobów prababki, jednak najlepszych.

Oczywiście nasze częste eksperymenty nie zawsze kończą się wynalazkami. Najczęściej są to przeróbki w stylu

obciął, skrócił i wyrzucił

(jak mówiła moja Babcia),

ale czasem coś nam się udaje.

Bajki ilustrowane przez Stephena Cartwrighta

Fairytales illustrated by Stephen Cartwright
Fairytales illustrated by Stephen Cartwright
Cinderella illustrated by Stephen Cartwright, Usborne Fairytale Stories. This is one of my most favourite illustrations of children books ever…

When I first found ‘Cinderella’ illustrated by Stephen Cartwright on the shelf of a bookcase in a small toy store, I immediately had the ‘this is it’ feeling. With a big exclamation mark. I had been looking for the nicely illustrated and simple versions (not too long) of the classical fairy tales for quite some time at that point. On that day, many years ago, I discovered Stephen Cartwright’s warm and beautiful illustrations. This very talented artist immediately became one of my most favourite ones.

I bought many other books with his pictures and our first collection were Usborne Fairytale Stories. There is one more book in this series, Three Little Pigs, which I intentionally don’t show here, because although illustrations by Stephen Cartwright are stunning as always, the Three Little Pigs tale was retold in such a way, that it lost all its original wisdom. So, I am skipping the 3 Little Pigs, but Cinderella, Little Red Riding Hood, Rumpelstiltskin, Sleeping Beauty, and Goldilocks and the Three Bears with Stephen Cartwright’s illustrations I can read any number of times and I will never be bored. And the picture of a pumpkin changing into a coach etc., from Cinderella, is one of my most favourite illustrations of all the children books that I have ever seen.

Little Red Riding Hood illustrated by Stephen Cartwright, Usborne Fairytale Stories
Cinderella illustrated by Stephen Cartwright, Usborne Fairytale Stories
Rumpelstiltskin illustrated by Stephen Cartwright
Rumpelstiltskin illustrated by Stephen Cartwright, Usborne Fairytale Stories

Zamek z kolorowymi oknami

Wieża bez zamku

Zamek z prawdziwego zdarzenia czyli część 2

 

Marta Kotburska Wieża bez zamku czyli część 1

Cytryna w dużym pokoju

Cytryna w latarni morskiej
Cytryna po kilku latach w dużym pokoju.
Cytryna w latarni morskiej
Cytryna po 9 latach w dużym pokoju. Owocuje raczej niechętnie i nieczęsto, ale i tak ją lubimy.

December-3

Usłyszałam, że z powodu zastoju spowodowanego pandemią zamknięto duży sklep ogrodniczy w Mississaudze. Przypomniałam sobie jak lata temu wybrałam się do niego i że zrobił na mnie wtedy wielkie wrażenie. Ciągnął się w nieskończoność, w budynku złożonym jakby z kilku. Oczywiście rośliny stały też na zewnątrz, w ogrodach. Miał styl i atmosferę. Nigdy nie zapomnę tej wizyty. Sklep był tak duży, że wydawało mi się, że nie ma w nim nikogo innego, otaczała mnie leniwa wczesnojesienna przedpołudniowa senność. Pojechałam do niego wtedy dlatego, że w katalogu IKEI zobaczylam drzewko cytrynowe i postanowilam coś takiego zainstalować w kuchni. W sklepie ogrodniczym czekał na mnie długi rząd donic z drzewkami cytryny Lisbon Lemon. Wyglądały dokładnie jak to, czego szukałam. Obejrzałam je i wróciłam do domu  pod wrażeniem tego bajkowego miejsca z zamiarem powrotu po cytrynę. Nie wiem dlaczego jej wtedy nie kupiłam, chyba przeraził mnie ciężar donic. Wygląda na to, że cytryny czekały tamtego dnia na mnie, a ja tego nie doceniłam. Wracałam jeszcze do tego sklepu kilka razy, zapisywałam się na listę do cytryn i dzwoniłam, ale drzewka cytrynowego Lisbon Lemon już tam nigdy więcej nie było. Nie chociesz, nie nada; zachociesz, nie budziet, mówił bliski przyjaciel moich rodziców z Kielc, Andrzej Ostaszewski, którego rodzina przeniosła się tam z Kresów.

W czasie kolejnej wizyty w SKLEPIE, do którego wybraliśmy się całą rodziną, w ramach wycieczki weekendowej, zdecydowałam się na krzak Meyer Lemon czyli krzyżówkę cytryny z mandarynką. Ma liście ładnie pachnące cytrynowo. Owoce dojrzewały u nas w mieszkaniu przez cały rok czyli mieliśmy czas żeby poobserwować przyrodę.

Podobno krzak cytryny Meyera łatwiej jest utrzymać w mieszkaniu, niż drzewko cytryny lisbońskiej, więc może dobrze się stało. Czytałam też, że wyhodowanie cytryny z pestki nie jest możliwe, ale pamiętam z dzieciństwa, że nasi wyżej wspomniani bliscy znajomi Ostaszewscy wyhodowali w Kielcach, w latach 70-tych cytrynę z pestki. Drzewko było olbrzymie i imponujące. Stało w oknie kuchni i całkowicie je przesłaniało. Pamiętam widok wiszących na nim koło 10 cytryn pokaźnych rozmiarów. Prawdziwych cytryn, jak ze sklepu, nie żadnych krzyżówek. Trudno było uwierzyć, że można hodować cytrusy w środku otaczającej nas komunistycznej szarości, jakby na przekór wszystkiemu. To było prawdziwe osiągnięcie ogrodnicze.

Ogrodnictwo ekstremalne

zamarzniete-okno
zamarzniete-okno
zamarznięte okno

latarnia-morskaUprawiamy ogrodnictwo ekstremalne. Nasze warunki można by porównać do sytuacji ogrodniczej w latarni morskiej. Plusy to duże nasłonecznienie i wysoka temperatura w dni słoneczne, nawet w zimie, kiedy na zewnątrz jest minusowo.

W związku z tym, jeżeli coś nam wyrasta z doniczek, naprawdę bardzo się cieszymy. Ogrodnictwo uważamy za jeden ze sposobów na to jak żyć w miarę normalnie i blisko natury w otoczeniu z betonu i plastiku.

 

 

 

 

Ogród w dużym pokoju

Nasze życie przygodowe

Notatki z naszego zwykłego życia pełnego przygód

 

Chciałabym tu opowiedzieć o tym, jak wiele dała mi moja córka i jak dużo się dzięki niej i od niej nauczyłam.

 

O tym, jak jej pojawienie się wzbogaciło nasze życie i polepszyło je na wiele zaskakujących sposobów.

 

O tym, że Julka nie tylko ze szczerą wdzięcznością bierze to, co inni mają jej do zaoferowania, ale że potrafi też dużo dawać ludziom, z którymi ma do czynienia. Osobom, które spotkała na swojej drodze, chciałam przy tej okazji podziękować za okazane jej serce. Bo przecież każdy z nas potrzebuje czasem innych.

 

 

 

Pierniki

Zamek z prawdziwego zdarzenia czyli książka nadająca się do worka Świętego Mikołaja

Marta Kotburska 2 tomy

Zamek z prawdziwego zdarzenia to książka napisana w hołdzie dla nieprzemijających Wartości, Prawdy Wiecznej, która nie zmienia się nigdy, a także w obronie Życia.

W świecie, w którym i my i nasze dzieci zalewane są ze wszystkich stron złymi treściami, potrzeba nam czegoś w rodzaju odtrutek. Za coś takiego właśnie uważam książkę, którą chcę Państwu zaproponować, żeby nie powiedzieć, gorąco polecić. Jest to książka, do której można wskoczyć, zamknąć za sobą okładki i z przyjemnością w niej posiedzieć. Między przygodami i zagadkami natrafią Państwo na treści patriotyczne i katolickie, a także otrą się o tradycje narodowe i ciepłe związki rodzinne (bo w tym zamku, jak to często bywa w życiu, wszystkie drogi prowadzą do Dziadków). Jednym słowem, czas mile spędzony w środku książki nie będzie stracony. Akcja pierwszego tomu (Wieża bez zamku) tej prawicowej książki wypełnionej dobrem zamiast brudu, rozgrywa się w tajemniczej Krainie, która niektórym może przypominać Kanadę, a tomu drugiego (Zamek z prawdziwego zdarzenia) w tajemniczej Krainie, która niektórym może przypominać Polskę. Wszystkie opisane wydarzenia w jakiejś formie zdarzyły się naprawdę, a było to na początku XXI wieku.

 

Książkę w twardej oprawie można kupić w internetowej Księgarence na podzamczu (zamieszczam link do księgarni):

https://www.starystoldowszystkiego.com/product/wieza-bez-zamku-czyli-czesc-1/

 

a poniżej chciałam pokazać próbki tego, czego można się po książce spodziewać.

Serdecznie zapraszam do księgarni

Marta Kotburska

Marta Kotburska Wieża bez Zamku Część 1

Marta Kotburska Wieża bez zamku Strona 2 i 3

Marta Kotburska Wieża bez zamku Część 1 Spis treści

Marta Kotburska Wieza bez zamku

Marta Kotburska Wieża bez zamku Strona 124 i 125

Marta Kotburska Wieża bez zamku Strona 140 i 141

Marta Kotburska

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Część 2

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 2 i 3

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Część 2 Spis treści

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 22 i 23

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 24 i 25

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 62 i 63

 

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 66 i 67

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 162 i 163

Marta Kotburska Zamek z prawdziwego zdarzenia Strona 306 i 307

 

Zapraszamy do księgarenki na podzamczu:

https://www.starystoldowszystkiego.com/product/zamek-z-prawdziwego-zdarzenia/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Małe świadectwo wielkiej radości

Marta-Kotburska-2016-08-21