Ależ to szybko leci. Kolejne urodziny Julki, kolejny tort obowiązkowo czekoladowy, no i kolejne podejście do nowego zegarka. Do tej pory nigdy się nie udało, wszystkie poprzednie prezenty-zegarki bezlitośnie odkładała do szuflady.
Przełamując tremę, próbuję wylansować jej nowy zegarek, po czym pytam:
– Czemu nie chcesz, taki śliczny…
– Bo ja potrzebuję mieć rękę – odpowiada zdecydowanie moja córka.
– Ale przecież będziesz miała rękę! – rozpaczliwie usiłuję jeszcze coś zrobić.
– Ale ja potrzebuję mieć rękę bez zegarka.
Julka, jak zwykle, bez trudu zamyka mi usta swoim cierpliwym, szczerym wyjaśnianiem. Poza tym, po raz nie wiem który, wpadam w zadumę, podziw, i prawie w coś w rodzaju zazdrości, widząc jej brak materializmu. Bo ona nigdy na nic nie jest pazerna. Żądza dostawania albo kupowania ciągle czegoś nowego na pewno nie jest jej problemem. Często myślę, że jeśli chodzi o jej chęć posiadania rzeczy, ona ma coś takiego, co ja staram się osiągnąć od lat i nie wiem czy mi się to kiedykolwiek uda.
Jak w wielu podobnych naszych rozmowach, Julka natychmiast znalazła przekonywującą argumentację i całkowicie załatwiła mnie na cacy. Poszłam do swoich zajęć.